Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 28 marca 2014

Bierz ją! - część IV i pół

Cześć, jestem Kciuk


Spędziłem doskonały, uroczy wieczór. Ale nie ten.
Groucho Marx


- No i jak to dalej z tobą będzie?! – załamywała ręce matka Kciuka po tym co się stało pewnego dziwnego dnia – na pianinie nie będziesz mógł grać, nie napiszesz żadnego egzaminu i żony nie znajdziesz!

- Mamo, przecież przyszyli mi palec i to tylko palec, a nie ręka czy noga – powiedział wtedy Kciuk i pokazał zabandażowaną rękę  matce, która po „wypadku” odwiedziła go w szpitalu – będę mógł robić wszystko, to co dawniej. No może za wyjątkiem pracy w introligatorni.

- Ty się już nic nie martw skarbie, ja ci coś załatwię u siebie – tymi słowami matka pocieszała Kciuka, który nie zdążył jeszcze w pełni wytrzeźwieć i zdać sobie sprawy z tego, co stało się dwie godziny wcześniej.

Trzeba powiedzieć, że Kciuk pomimo spokojnego życia, oscylującego wokół tematów związanych z Afryką, lubił się napić i robił to zawsze, gdy nie musiał pracować i nie miał zajęć na studiach. Nie trzeba dodawać, że atmosfera, która wieczorami panowała w Purgatorium sprzyjała jego słabościom.

Pewnego nieszczęśliwego wakacyjnego dnia, a w zasadzie dwóch dni, bo granica między przejściem z „dziś” na „jutro” się wtedy zatarła, Lolo, jego cichy i nieprzystosowany do życia współlokator miału rodziny. Z tej okazji Kciuk, który nie nosił jeszcze swojej ksywy, zakupił dla kolegi litr całkiem dobrej whisky. Kiedy wieczorem przyszło do konsumpcji prezentu (chłopaki „świętowali” we dwóch w akademiku, bo żaden z nich nigdzie nie wyjeżdżał), Lolo po wypiciu połowy szklanki porzygał się, a następnie zasnął jak kamień. Nie mogąc znieść napoczętej butelki złotego trunku, Kciuk-elekt co około godzinę wypijał pół szklanki whisky doprowadzając się tym samym do trwałej nieprzytomności, która na nieszczęście chłopaka nie skończyła się przedwczesnym snem.

Pech chciał, że następnego dnia z rana, Kciuk-elekt zaniemógł i w końcu zapadł w godzinną drzemkę. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że po tej nieszczęsnej godzinie zadzwonił telefon. To był szef, postać nad wyraz władcza i pozbawiona czułości na jakiekolwiek argumenty w przypadku spóźnienia i nieobecności w pracy. Przełożony wzywał go natychmiast do introligatorni, bo dostali ogromne zamówienie na oprawę jakiś szkolnych podręczników i potrzebowali wszystkich rąk na pokładzie. A Kciuk był sumienny i nie chciał zawieść szefa. Więc zwlekł się z fotela, wciągnął na siebie przypadkowe ubrania i chwiejnym krokiem udał się do pracy. Ciągle pijany jak wsiowy żul.

No a co było w pracy? Nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, że pijany człowiek plus gilotyna do papieru równa się problem. Tego właśnie dnia Kciuk stał się Kciukiem tracąc (a później odzyskując) palec. Część ciała nie była jedyną rzeczą, jaką stracił chłopak, bo jego apodyktyczny szef wywalił go na zbity pysk nie płacąc nawet za ostatni miesiąc po tym, jak Kciuk po „wypadku” ochlapał krwią tuzin podręczników.

Kiedy nieszczęśnik spotkał w szpitalu kumpla, który miał w tym czasie pobieranie krwi, było już wiadomo, że jego historia zostanie przekazana dalej. Dalej niż ktokolwiek był w stanie przewidzieć. Od tego czasu przezwisko przylgnęło do niego, jak sperma do twarzy aktorek porno, a Kciuka kojarzyli wszyscy – od roboli z fabryki po dzieciaki grające w piłkę na boisku. Smutna legenda pijanego chłopaka.

Cały piątek i trochę soboty

Wake me up before you go go

Wham

- Ja wychodzę, mam zaraz zajęcia, będę po południu – powiedział Lolo poważnym tonem, jakby był dumny z faktu, że udaje się na poranny wykład, gdzie zasilał trzyosobową grupę kujonów.

- Mówisz, jakbyś był moją żoną. Będziesz kiedy będziesz, niewiele mnie to obchodzi – Kciuk przekręcił się na łóżku i zakrył głowę kołdrą, aby uniknąć drażniących promieni piątkowego słońca.

Tak, to był piątek, dzień, w którym dosłownie każdy z jego znajomych tracił rozum bardziej niż przez resztę tygodnia. Tego dnia Kciuk nie miał zajęć zarówno tych szkolnych, jak i w firmie matki, gdzie trafił, gdy z hukiem wywalili go z introligatorni. Praca w firmie matki też nie była powodem do dumy, bo jak można poderwać jakąś gorącą laskę na fakt, że robi się w sklepie z pościelą.

- Nie narzekaj synku, bo teraz wiesz jak ciężko z pracą – mówiła matka Kciuka i odruchowo zaczesywała mu grzywkę – no, teraz wyglądasz jak prawdziwy mężczyzna.

- Mamo, nie wiem czy wiesz, ale od kilku lat jestem pełnoletni i wiem, że z pracą nie jest najlepiej – mówił Kciuk ze smutkiem w głosie i poprawiał włosy, zbyt słaby by postawić się matce.

Kiedy Lolo wyszedł, chłopak zapadł w płytki sen i śniły mu się dość dziwne sceny. W pierwszej z nich, będąc wymalowany białą farbą,  prawie nagi uczestniczył w obrzędach inicjacji Voodoo, a w drugiej uciekał przed stadem słoni. Po kilku godzinach od wyjścia współlokatora obudził się.

- Takie sny zwiastują ciekawy dzień – pomyślał chłopak i energicznie wyskoczył z łóżka. 

Kciuk zamknął drzwi, zasłonił zasłony w afrykańskie motywy (słońce zachodzące na sawannie) i wyciągnął laptopa. Szybko wpisał hasło i wszedł na stronę internetową, gdzie było „porno dla koneserów”, jak zwykł myśleć o zamieszczonych filmach. Wpisał na klawiaturze „afrykańskie laski robią laski” i uśmiechnął się pod nosem ze swojego pomysłu.

Liczba wyników: 0.

- Jak to?! – zapytał na głos zdenerwowany fan Afryki – przecież teraz w necie podobno jest wszystko…
Zmienił wklepywaną frazę na „sex Afryka anal”, a monitor laptopa od razu wypełnił się listą pokaźnych rozmiarów. Kciuk zatarł ręce i uśmiechnął się szeroko.

- Czas na poranny relaks w afrykańskich klimatach – to powiedziawszy ściągnął bokserki złapał swojego małego fiuta i zaczął się spazmatycznie masturbować przy dość niesmacznych scenach, które rozgrywały się na w filmiku porno.

Po kilkunastu sekundach ktoś zaczął walić w drzwi.

- Do diabła! – pomyślał Kciuk będąc całkiem blisko wysmarowania chusteczki higienicznej swoim materiałem genetycznym – nawet spokojnie nie można się zrelaksować.

To powiedziawszy dosłownie strzelił laptopem przy jego zamykaniu, podciągnął bokserki w słonie i gepardy i zdenerwowany ruszył do drzwi.

- Stary ruszaj dupę trzeba pić piiiiiwoooo! – powiedział śpiewnie chłopak stojący w progu drzwi– a ty co masz takie wypieki, słoń cię podeptał czy jadłeś wczoraj jakąś afrykańską paprykę. A może się trzepałeś? Przyznaj się ty okropny masturbatorze!

- Nie wiem o czym mówisz – powiedział zmieszany kciuk i kątem oka raz jeszcze zobaczył, czy nie zdradza go jakiś szczegół – a która jest godzina, że tak wcześnie chcesz zaczynaj karnawał Emil?

Gość teatralnym ruchem podciągnął koszulę i wyciągnął rękę prezentując nowy zegarek Casio z kalkulatorem, który dostał od rodziców po zaliczonej sesji.

- No nie wiem, sam mi powiedz – odparł z dumą.

- Daj spokój, przecież już go widziałem… - powiedział Kciuk i od niechcenia zobaczył na elektronicznym cacku kolegi, że dochodzi dwunasta.

- O w mordę! Jak późno! – jęknął entuzjasta afrykańskich klimatów.

- A spieszy Ci się gdzieś zjebie? – spytał się Emil i wykrzywił twarz w zdziwieniu.

- W zasadzie to nie – powiedział Kciuk, zdając sobie sprawę, że w istocie nie ma dziś nic do zrobienia i z czystym sercem można wykorzystać organizm jako filtr dla procentów zawartych w alkoholu – poczekaj tylko się ubiorę.

To powiedziawszy wciągnął szorty, nałożył granatową koszulę w serek, założył adidasy i był gotowy do wyjścia.

- Sporo osób zebrało się niedaleko fabryki, wiem, że trochę daleko, ale podobno mają jakieś skręty i sam nie wiem co jeszcze. Ja kupiłem skrzynkę piwa i musisz pomóc mi ją nieść – wytłumaczył Emil rzucając przez ramię, kiedy dwójka chłopaków wstąpiła na chwilę do jego pokoju po „prowiant” na drogę.

- A gdzie twój chłopak Lolo? – zapytał przez śmiech właściciel pokaźnej ilości piwa.

- Wiesz co, spierdalaj – odparł podirytowany Kciuk.

- Oj, nasz afrykański król ma zły humor! Zresztą nieważne, chwytaj drugi koniec skrzynki i idziemy z tego chlewu.



Fabryka w stronę której ruszyli, była dość tajemniczym miejscem i w zasadzie nikt o niej nic nie wiedział. Kiedyś Bruno śmiał się w rozmowie z Kciukiem, że robią tam prezerwatywy dla zwierząt, ale w rzeczywistości nie było wiadomo co się tam naprawdę wytwarza albo przetwarza. Obiekt otaczał wysoką siatką, a ceglaste budynki, które się za nim znajdowały nie były opatrzone żadnymi napisami ani logo jakiejkolwiek firmy. Było też sporo silosów i kilka kominów, które co jakiś czas buchały szarym dymem psując świeże powietrze. Z kolei teren za samym obiektem był w mieście dość znanym miejscem. Kiedyś jacyś robotnicy postawili tam ławki i prowizoryczny stolik, a kilka lat później cała „infrastruktura” przy fabryce rozrosła się do tego stopnia, że mogło tam swobodnie siedzieć dwadzieścia osób.

Po przejściu sporego odcinka drogi Emil i Kciuk dotarli na miejsce, gdzie urzędowała już spora grupka ludzi. Były tam osoby, które Kciuk kojarzył, a już na pewno większość kojarzyła jego, ze względu na przykry wypadek kilkanaście miesięcy temu.

- O patrzcie kto idzie – rzuciła niska Brunetka ubrana w skórzaną ramoneskę – to przecież Kciuk!
W tym momencie większość osób oderwała się od rozmów i spojrzała w stronę zziajanych nowoprzybyłych. Niektórzy z nich uśmiechali się do Kciuka pokazując gest „ucinanego palca”. Chłopak od razu się zaczerwienił i spuścił wzrok.

- Dajcie mu spokój i najlepiej jakiegoś skręta, bo jest zmęczony jak po WF-ie w podstawówce – powiedział Emil, kładąc na stoliku plastikową skrzynkę z butelkami i rozmasowując obolały nadgarstek.
Na te słowa podeszła do Kciuka ładna krótkowłosa blondynka z kolczykiem w nosie ubrana w podkoszulkę „Guns’n’Roses” i odpaliła tuż przed jego twarzą sporego dżojnta. Zaciągnęła się mocno, wypiła spory łyk piwa i wypuściła dym.

- Trzymaj i podziel się z kolegą, wam się to bardziej przyda niż nam – powiedziała i zlustrowała Kciuka i Emila wzrokiem uśmiechając się krzywo.

- Eeee, dzięki – powiedział zmieszany Kciuk po czym zaciągnął się i zaczął spazmatycznie kaszleć – to chyba nie dla mnie, zajmę się piciem – powiedział oddając tlącego się skręta Emilowi.

- Nieważne, ja i tak stąd spadam, najlepiej do parku, tam jest ciekawiej – powiedziała blondynka, po czym odwróciła się i krzyknęła – Nat, chodź tu wywłoko, zbieramy się do parku, bo już na nas czekają.

Na te słowa podeszła do niej szybkim krokiem brunetka we flanelowej koszuli, a po kilku sekundach obie całkiem żwawym krokiem oddalały się z widoku.

- Park jest dla frajerów – powiedział na wdechu Emil patrząc się czerwonymi oczami na Kciuka.

Przez kilka godzin wszyscy zgromadzeni na tyłach fabryki pili i palili, śmiali się i opowiadali różne historie, ktoś nawet nietaktownie włączył jakąś muzykę z komórki. Z czasem coraz więcej osób opuszczało miejscówkę i udawało się w różne strony. Kciuk opróżniał piwo za piwem, a czas leciał szybko. Nim się obejrzał w skrzynce, którą przyniósł z kumplem z parteru nie pozostała ani jedna butelka.

- Chyba nam studnia wyschła – powiedział Emil mętnym głosem dostrzegając brak alkoholu – Kciuk, gilotyniarzu z Afryki, wszyscy się zaraz zbieramy na jakąś imprezę w Gehennie, koleżanka mówi – tutaj wskazał na rudą dziewczynę, która z trudem łapała pion siedząc na ławce – że mają tam ekstremalne picie.

- Czemu nie, picie zawsze jest ciekawe. Zbieramy się teraz? – tutaj Kciuk popatrzył na osoby, które stały lub siedziały obok nich.

- Ta. Pomóż koleżance wstać, bo ma problemy – tu Emil wskazał podbródkiem ponownie na rudą dziewczynę, której oczy zamykały się i otwierały, tak jakby walczyła ze snem.

Byli gotowi do drogi.  Kciuk stał z rudą dziewczyną trzymając ją pod ramię, a Emil tłumaczył wszystkim, jak najszybciej dojść do Gehenny. Po kilku szybkich wskazówkach ruszyli. Grupka szła szybciej niż chłopak i ruda koleżanka Emila, której grawitacja czyniła psikusy.

- Jak mysz na imię? – zapytała niewyraźnie dziewczyna patrząc się na koszulę Kciuka.

- Wszyscy mówią mi Kciuk – odparł chłopak powielając formułkę, którą mówił wszystkim nowopoznanym. Zauważył też kątem oka, że grupka jest już jakieś dwieście metrów przed nimi.

- A dlaczego masz taką koszulę we wzory z dupy? – ponownie przemówiła ruda starając się rozszyfrować motywy na ubraniu swojej podpory.

- Nie z dupy, ale z Kamerunu, widać tutaj krajobraz tego pięknego państwa i jeszcze takie… - Kciuk nie skończył, bo ruda nagle złapała go za szyję, przysunęła do swojej twarzy i wsunęła język prawie do samego gardła. Jej usta smakowały jak popielniczka, a odór alkoholu przyprawiał o mdłości nawet tak wytrawnego konesera spirytualiów jak Kciuk.

- Chwileczkę! Co to ma być? – zapytał zdziwiony i przestraszony chłopak – ja nie jestem człowiekiem tego typu!

- Sorki – powiedziała dziewczyna wycierając ręką usta – przypominasz mi mojego kolegę z kolonii. Nieważne, weź mnie zaprowadź do domu, bo zaraz usnę.

- A gdzie w ogóle mieszkasz – spytał Kciuk i poprawił uchwyt na nieznajomej, aby nie przelała mu się przez ręce.

- W zasadzie to średnio pamiętaaaam – powiedziała ruda i ziewnęła szeroko.

- Świetnie – pomyślał Kciuk – miałem iść na jakąś dobrą imprezę, a teraz muszę gdzieś zaprowadzić ten rudy bałagan. Tylko gdzie? – myślał  chłopak wolno stawiając kroku - Wiem! Zostawię ją w pokoju Emila, przecież to jego koleżanka, niech on się martwi.

***

Kciukowi udało się doholować dziewczynę do Purgatorium. Podróż nie obyła się bez niespodzianek, bo śpiąca królewna ledwo stawiała kroki, a w połowie drogi obrzygała przydrożny śmietnik przyciągając uwagę grupki starszych kobiet, które skwitowały takie zachowanie jako „wielce karygodne”. Co gorsza dla i tak zszarganej reputacji Kciuka, po drodze z nietrzeźwą nieznajomą spotkał ludzi z wydziału na studiach, którzy robili mu docinki w stylu: „No nieźle Kciuk! Umyjesz i jest twoja”, „Patrz jaka piękna dziewczyna, szkoda, że ruda…” czy „No Kciuk, bierz ją tygrysie z Afryki! Tylko uważaj na palce!”. Na wszystkie zaczepki chłopak odpowiadał skwaszoną miną.

Gdy już byli na miejscu, Kciuk otworzył wolną ręką drzwi do pokoju Emila i położył półprzytomną dziewczynę na łóżku chłopaka. Sam usiadł na krześle i oparł się o stół. Popatrzył po pokoju i zobaczył, że przy łóżku stoi butelka wódki, w której było jeszcze sporo przezroczystej substancji. Nie zastanawiając się długo Kciuk wziął butelkę i nalał sobie pół szklanki wody ognistej i pół szklanki soku „Multiwitamina”, który stał na stole. Wypił duszkiem jedną i drugą szklankę.

Nagle poczuł palące uczucie w żołądku i jeszcze mocniejsze uderzenie w stan swojej świadomości. Wziął raz jeszcze butelkę do ręki i przyjrzał się uważnie. Na etykiecie tuż pod nazwą, ktoś prawie niewidocznie napisał długopisem - „spirytus”. Kciuk lubił pić, ale wcześniejsze piwa połączone z połową szklanki spirytusu sprawiły, że jego ciało zwiotczało. Ostatkiem sił położył się na drugie łóżko i zasnął pijackim snem.

***

Ile spał? Nie wiadomo. Jedno jest pewne, obudziło go głośne trzaśnięcie drzwiami i spazmatyczny śmiech Emila. Akademik także rozpoczął noce życie i można było słyszeć wiele epicentrów głośnej muzyki, która dodatkowo mąciła alkoholowy sen Kciuka.

- O kurwa, Kciuk! Po jakiego wała żeś przyprowadzał tutaj tą laskę? Trzeba było wziąć ją do siebie i pokazać swojego węża boa! – powiedział Emil zamykając drzwi.

- U mnie był Lolek, teraz go nie ma, ale już mi się nie chciało przechodzić – powiedział chłopak przecierając zmęczone oczy – Ty już z imprezy?

- Hmmm, tak i nie – odpowiedział enigmatycznie – Tak, bo jak byłem tam w kiblu się odlać, to jakiś nabuzowany typ z dziurami w uszach chciał się napierdalać z Brunem, czaisz?!, a jak przyszedł Adam, to mu ryj rozsmarował, no i trzeba było spieprzać, bo nie chciałem, żeby mnie z nimi skojarzyli. No, a później zrobiło się okropnie i ledwo wyszedłem razem z resztą ekipy. A nie, bo zaraz wpadają chłopaki i rozpoczynamy działanie. No wiesz, teraz pora na coś rozluźniającego, coś dla ducha – to powiedziawszy Emil uśmiechnął się szeroko.

- No ok, to ja idę do siebie i zostawiam cię z tą tutaj – wskazał palcem na śpiącą dziewczynę, która zdążyła zaślinić już sporą część poduszki Emila.

- Hej hej! Nigdzie nie idź, masz jeszcze misję. W związku z tym, że przywlokłeś mi tutaj te zwłoki, to skocz do swojego kumpla Bruna i skołuj jakieś skręty – powiedział Emil przesuwając nogi dziewczyny, aby samemu zmieścić się na łóżku.

- Przecież mówiłeś, że są w Gehennie – zauważył w miarę trzeźwo Kciuk.

- Byli, ale wrócili. Bruna spotkałem teraz po drodze jak człapał z jakąś niezłą dupą, typem i dwiema blondynami, które wyglądały jak uliczne lampucery.

- No dobra to idę – po słowach Kciuka drzwi otworzyły się, a do pokoju wpadło kilka osób. Większość z nich była wtedy przy fabryce.

- Emil, to gdzie to jaranie, bo ja już nic nie mam, tak samo Chudy – powiedział ze smutkiem jeden z przybyłych.

- No właśnie Kciuk idzie – powiedział Emil i puścił oko do Kciuka, a przybyli od razu rozpoczęli przemeblowanie pokoju, tak, aby było gdzie siedzieć.

- „No właśnie Kciuk idzie”, świetnie zawsze wszystko ja musze robić – pomyślał chłopak i wyszedł z pokoju, idąc powoli schodami w stronę pokoju Bruna i Adama.

Ktoś włączył głośno „The Ave” Run-D.M.C.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz