Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 27 listopada 2013

Kto dla kogo walczy

Istne urwanie głowy. Nieskazitelnie czysty moralnie i prawy ideologicznie Adam Hofman po raz kolejny pod lupą społeczeństwa i mediów, a ostatnio dodatkowo prokuratury i polityków. Na nic przeprosiny w sprawie komentarzy o pokazywaniu wacka, na nic zapewnienia o postanowieniu poprawy. Hofman wplątał się w niezłe bagno i jako pierwszemu hipokrycie III RP życzę mu, aby prawda wyszła na jaw, jakakolwiek by nie była. Nowak zdymisjonowany za zegarek, który mógł być łapówką, a wiemy, że na pewno nie był oryginalny. O Tomaszu Kaczmarku, który miał stłuczkę, bo zadumał się nad losem państwa nawet nie wspomnę. Polityczna klasa gamoni.

"Lets twist again" by Adam Hofman

Nasza władza i politycy na szczeblu ogólnokrajowym są oderwani (granatem) od rzeczywistości. Będę tak pisał dopóty, dopóki się to nie zmieni. Ludzie wybierają osoby, które o polityce słyszały z mediów, a ich doświadczenie ogranicza się do wystąpień przed kamerami. Smutek, żal i wszystko na nic, gdy prorocy dosięgają dna - jak to śpiewa zespół Coma. Nie chodzi o to, aby obrzucać się błotem, szukać haków, układów, nadmiernie kontrolować. Trzeba działać dla obywatela, który jest bezcennym elementem państwa. Mam 25 lat i to rozumiem, więc czyżby cynizm nakrył bielmem oczy starych wyjadaczy z wiejskiej? W Polsce obywatel jest maszynką do rozliczania wyborców, choć działając w różnych inicjatywach Polacy pokazują że da się ten impas przełamać. 

Wszyscy w Polsce powinniśmy brać przykład z premiera Łotwy Valdisa Dombrovskisa, który po tragicznym wypadku w centrum handlowym w Rydze (zginęło ponad 50 osób) podał się do dymisji i życzył powodzenia następcą. Ten człowiek ma po prostu honor i odwagę, której brakuje "dumnej" nacji Polaków. Aparat partyjny przejął władzę nad programem i spełnianiem funkcji "wysłannika narodu", a przecież vox populi, vox Dei.

Kiedy zrozumiemy, że nie chodzi tylko i wyłącznie o walkę polityczną i celebrycki samogwałt dla mediów? Kiedy uda się polityką odciąć się od wielkich pieniędzy i działać dla ludzi, którzy ich wybrali? Jeszcze daleka droga, aby tak było. Działając dla stowarzyszenia Dom Wszystkich Polska (to od Ryśka Kalisza) widzę, że w ludziach mnie otaczających jest potencjał. Lecz potencjał jest w każdym - od kierowcy, który prowadzi autobus (szanuję ich tak samo jak motorniczych, panie sprzątające, kelnerów i wszystkich ludzi pracy) po prezydenta państwa, trzeba go "tylko" wykorzystać. W DWP działamy za darmo, dla ludzi i dzięki ludziom, którzy mają pasję. Działalność dla słabych i bezsilnych oraz tych, którzy boją się zasygnalizować swoje problemy to cel, który chcemy realizować. Niestety polska scena polityczna na szczeblu samorządowym oraz ogólnokrajowym jest silnie zabetonowana, więc za rok trzeba będzie przejść drogę krzyżową. Wiesz drogi czytelniku, układy i układziki, walka o dojście do ucha, długie i krótkie rękawy, sprawy załatwiane pod stołem i tak do końca strony. 

Jako stowarzyszenie chcemy pokazać, że da się ten impas przełamać. Bo zaiste się da! Nie można całe życie mówić ze smutną miną "my nie mamy na to wpływu", "u nas to się nie uda", albo "oni od zawsze sprawują tu władzę". Nie, nie i jeszcze raz nie. Demokracja to władza, która pochodzi od narodu, a nie od zamożnych grup czy rodzinnych koterii. To także władza kadencyjna i wybieralna, więc Ci, którym udało się dostać na świecznik muszą liczyć się z tym, że nie będą wiecznie sprawować swojej funkcji. Jeżeli jakiś polityk tego nie rozumie powinien od razu zrzec się mandatu i zająć się czymś innym. Nasza władza w naszych rękach. Jeżeli nie zdamy sobie z tego sprawy mój drogi czytelniku, to nadal będziemy społecznie gnili, wrzucając na Facebooka śmieszne zdjęcia polityków, premiera, prezydenta czy innych, do których zaufania nie mamy i "odwarznie" komentowali, że PO robi to, PiS tamto, a Twój Ruch to pedały i marihuana, a w sklepach babcie będą psioczyć na każdą władzę i ostatecznie z przyjaciółmi nie poruszymy żadnego tematu obywatelskiego, bo to obciach. Nie może tak być.

Z naszym społeczeństwem i zaangażowaniem politycznym jest tak jak z dziećmi, które zdobywają wiedzę o seksie z Internetu. Większość z nas wie już wszystko na temat polityki i ma wyrobioną opinię, jednak kiedy przyjdzie co do czego (tj, konstruktywnych wypowiedzi i uczestniczenia w życiu obywatelskim) powtarzamy slogany i obiegowe plotki oraz staramy się zachowywać tak, jak nam ktoś powiedział. Bez samodzielnego myślenia daleko nie zajdziemy, wystarczy spojrzeć na Koreę Północną.

Pomimo faktu, że pierwsza władza jaką są media (bo potrafią obecnie wpływać na cztery pozostałe) nauczmy się rozróżniać prawdę od fikcji. Polityka to gra pozorów i niejednokrotnie także gra na pokaz. Wszystko co ważne, tj. kuluary, dzieje się poza okiem kamer, z dala od ucha społeczeństwa. Jednak kiedy już coś skapnie, to nie jest nic dobrego, bo dobre rzeczy w dzisiejszych czasach mają słaby PR. Tak jak kościół gdzie papież uśmiecha się do Władimira Putina. 

źródło: cathnewsusa.com

Trzeba pokazywać codzienną postawą, że to co robimy dla innych ma sens. Ignoruje tych, którzy mówią obiegowe plotki, jednak nie mogę być obojętny na idiotów, którzy straszą z internetu "zepsutą ideologią gender", "zalewem arabów", "lewacką falą" czy innymi bzdurami, których poziom jest równy temu, który reprezentuje zbuntowany gimnazjalista. To bilet w jedną stronę. Trzeba rozmawiać w "realu" z każdym, nawet tymi, którzy mają inne poglądy, bo jeżeli chcą działać dla dobra innych to co z tego, że mają inne spojrzenie na świat. Dialog to podstawa, a jego narzędziem są spotkania z ludźmi.

100 tysięcy ludzi w Kijowie nie boi się pokazać tego, że do czegoś dąży
źródło: forbes.com
Obserwujmy bacznie Ukrainę, bo dzieją się tam wydarzenia niesamowicie ważne i bezprecedensowe. Bo jak nazwać inaczej sytuację, gdy znakomity bokser z partii opozycyjnej UDAR (czyli cios) rzuca wyzwanie prezydentowi państwa, który z kolei bardziej przejmuje się opinią oligarchów i rosyjskiego lobby, niż "europejskim pędem" obywateli. Wszystko okaże się w Wilnie. Pomimo zupełnie odmiennych poglądów od osób popierających Julię Tymoszenko, jestem za nimi, bo chce rządów prawa i upadku oligarchów, którzy dzięki kapitałowi myślą, że mogą zdobyć rząd dusz. Na nich przyjdzie pora, a Majdan będzie walczył. 

Dla rozluźnienia atmosfery, w którą wprowadziłem troszkę patosu, wrzucam filmik znanych i lubianych "Abstrachujów" (chyba tak się tego nie odmienia, ale chłopaki zapewne się nie obrażą). Jakby powiedział Nicolas Levi "żeby żyło się lepiej!".

niedziela, 24 listopada 2013

A może by tak powrócić do ery dada?

M. Duchamp, "L.H.O.O.Q."
(fonetycznie z francuskiego: kobieta niewyżyta seksualnie)
Dość dawno, bo prawie sto lat temu w Zurychu, Paryżu i Nowym Jorku powstał kontrruch artystyczny określający się dadaizmem. Jego nazwa to losowo wybrany przez rumuńskiego poetę Tristana Tzara wyraz ze "Słownika Larousse'a". "Dada" oznacza gaworzenie dziecka, lub drewnianego konika. "Artyści" w tym nurcie, tj. Duchamp, Ray, Tzara czy Picabia, w swojej działalności twórczej odrzucili dosłownie wszystko - przeszłość, przyszłość, walory estetyczne, kanon piękna i ogólnie pojęcie sztuki, które funkcjonowało w latach wcześniejszych. Dadaiści odrzucając wszystko, postawili na brak neutralnego odbioru swoich prac i szok jakie wywoływały one wśród ludzi mających z nimi styczność. Może obecnie powinniśmy powrócić na wszystkich płaszczyznach do epoki dadaizmu, aby od nowa pokazać zwykłe rzeczy, odrzucić historię nurtów i udowodnić, że pomimo chaosu można stworzyć coś inspirującego dla poprzednich pokoleń. Czasami trzeba też odrzucić piękno.

Szczyt kpin

no właśnie, kto?
Zmierzamy w niebezpiecznym kierunku, trochę jak po pierwszej wojnie światowej, gdy w wielu państwach rozwijać zaczęły się nacjonalizmy,  a sprawę zdają sobie z tego tylko Ci, którzy wnikliwie i nieufnie patrzą na świat i instytucje w nim funkcjonujące. Niebezpieczny kierunek jednej z płaszczyzn świata, ekologii, widać po Szczycie Klimatycznym w Warszawie, gdzie widać impas komunikacji grup w nim występujących. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy bezprecedensowo od 19 lat, przedstawiciele organizacji pozarządowych opuszczają spotkanie. Z kolei na ulotkach i materiałach na spotkaniu widnieje znaczek naftowych koncernów Lotos i PGE, które były partnerami COP19. To tak, jakby rozdawano ludziom różańce na których widniałby napis "Made by Durex". Hipokryzja jest jak wielka fala, która zalewa nieświadomych. I nic nie zmieni tego faktu, nawet medialne zapewnienia, że coś udało się ustalić.

Polska wykonuje na Szczycie polityczne strzał w kolano - premier Donald Tusk podczas trwania spotkania dymisjonuje ministra środowiska Marcina Korolca i zagranicznicy nie do końca wiedzą, czy mają do czynienia z ministrem czy już szeregowym politykiem partii rządzącej. Jak można zmieniać wodza podczas trwającej bitwy, tego nie potrafię zrozumieć. Na świecie władza coraz bardziej uzależniona jest od interesów finansowych i przedstawicieli koncernów, którzy tylko na reklamach są mili, kochani i prośrodowiskowi.  Ekologicznie cały świat jest coraz bardziej w dupie. Mamy jeszcze 7 lat do końca obowiązywania protokołu z Kioto (w którym i tak nie uczestniczą najwięksi truciciele, czyli USA i Chiny), a ograniczenie emisji dwutlenku węgla bez uwzględnienia głównych emitentów jest całkowicie pozbawione sensu.

Kredyty dla każdego

W mediach coraz więcej reklam kredytów i pożyczek, które skierowane są zarówno dla ludzi starszych (Wonga.com) jak i każdego, kto chce coś kupić (np. "miniratka" od PKO). To jawne pranie mózgu, które wciąga naiwnych w sytuacje niejednokrotnie ich przerastające. Obywatel pozostaje sam wobec świata wielkiej finansjery. Wystarczy kredyt, który będzie niczym więcej jak wieloletnią smyczą ograniczającą mobilność zawodową. To wszystko można zawsze ubrać w ładne piórka w postaci sloganów, wizualizacji, czy szczęśliwych ludzi, którzy rzekomo z niego skorzystali i "kupili sobie to o czym marzyli". Próbuje się nam wmówić, że stać nas na wszystko, choć nie mówi się, że koszty są podzielone i niejako odroczone w czasie. Co ciekawe, wiele banków nie wymaga poświadczenia o dochodach i rozdaje kredyty z wielkim rozmachem. Wszyscy krzyczą z reklam "weź kredyt!", "zdobądź pieniądze na święta!", "bez ukrytych prowizji", w skrócie: weź, a my już się tobą zajmiemy.

źródło: pkobp.netpr.pl

Święta dla niektórych firm oferujących swoje usługi lub produkty zaczynają się już w październiku, a dla głodnych pieniędzy kapitalistów najlepiej gdyby trwały już od lipca, wtedy można by więcej sprzedać i zarobić.Czyżbyśmy nie wyciągnęli lekcji ze Stanów Zjednoczonych i ich obłędnej polityki kredytodawców i krótkowzrocznych kredytobiorców? Chyba uczymy się bardzo powoli.

Donald Tusk wybrał na ministra finansów Mateusza Szczurka, człowieka, który popiera zmiany w systemie emerytalnym (zasypywanie długu pieniędzmi obywateli) i był ekonomistą w banku ING. W instytucji, która ukierunkowana jest na zysk i daleko jej do standardów działania urzędu państwowego. Nie chcę oceniać zawczasu pana Szczurka, jednak wprowadzanie ludzi finansjery bankowej do rządu może mieć różne skutki. Niekoniecznie dobre.

A gdyby to wszystko wykpić i wyśmiać, pokazać, że to co było nie ma sensu? Tak jak dadaiści można by szokować odbiorców, tyle, że w tym przypadku zamiast dzieł sztuki pokazywane byłyby np. skutki zanieczyszczenia delty Nigru czy historię ludzi, którzy wpadli w pułapkę kredytową. Wobec takich zjawisk nie ma stanowisk neutralnych. To co widzimy zawsze posiada drugie dno, wiele gestów jest wyuczonych i nakierowanych na konkretne działanie, niestety wielokrotnie celem jest zysk za wszelką cenę.

 Kiedy pozbawieni jesteśmy podstawowej wiedzy na temat otaczających nas rzeczy, instytucji lub procesów kończymy jak pies Pawłowa, albo szczur Skinnera - reagując na bodziec wykonujemy czynności nam narzucone. Trzeba myśleć samodzielnie i być nieufnym. Osobiście dodam, że nie warto wierzyć żadnej z reklam, a na święta zrobić coś bezinteresownego, coś co nie wymaga wydawania pieniędzy. No, a dla środowiska po prostu segregujmy śmieci i uświadamiajmy innych że miejsce pustych opakowań i odpadków jest w śmietniku nie w lecie czy na chodniku. Rzeczywistość w której funkcjonujemy jest tylko pożyczona od przyszłych pokoleń. Nie spieprzmy tego drogi czytelniku.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Polska polityka zegarkowa

Tytuł artykułu wydawałoby się wyświechtany i nudny jak flaki z olejem. Co może bowiem zachwycać i emocjonować w sprzeczkach jednej grupy politycznej z drugą? Poglądy? To byłoby prawdopodobne i zapewne ciekawe, gdyby tylko i wyłącznie o nie chodziło. Jednak, każdy kto choć hobbystycznie śledzi świat walki o władze wie, że to właśnie o walkę chodzi. No i afery, które jednych spychają w niesławę, a innych windują w politycznej hierarchii. Nic i nikt tego nie zmieni.

Jak byłem małym chłopcem to sam nie mogłem znieść jak mój ojciec przełączał na wiadomości. Pytałem się go wtedy, co to takiego, a on odpowiadał mi po prostu: "gadające głowy".

Dzisiaj gadających głów jest mniej, jednak widać inną tendencję - partie, tak samo jak władza zaczęły odgradzać się murem od społeczeństwa, które im zawierzyło. Jedyny moment rozliczenia reprezentantów narodu przypada na wybory. I wokół tej instytucji (gdzie motorem napędowym są ludzie) koncentruje się cała uwaga polityków i urzędników, którzy są przez ów naród wybierani.

Kiedyś pokładałem nadzieję w tym, że programy polityczne będą realizowane, jednak dziś wiem, że służą one jedynie "przybliżeniu" potencjalnego wyborcy do danego ugrupowania, bo gdy dojdzie ono do władzy stara się obwarować i utrzymać to co "ugrali". Z kolei polskie anachroniczne partie polityczne coraz bardziej działają jedynie jako aparat partyjny, prowadząc koteryjne walki bez uwzględnienia obywateli.

a za źródło dla zdjęcia posłużył mi nasz poczciwy brukowiec - Super Express
Przy "prześwietlaniu" polityków przez organy państwowe ucierpiał niejeden z nich. Tym razem ceną za zegarek Sławomira Nowaka był urząd ministra transportu. Były minister bardzo upodobał sobie bowiem tykający element stroju, a w jego kolekcji znajduje się wiele drogich czasomierzy. Ten, o który poszło wart jest 17 tys. złotych, czyli o wiele więcej niż ustawowe 10 tys., bo właśnie do takiego pułapu nie trzeba wpisywać w składanych oświadczeniach majątkowych "składnika mienia ruchomego". Nowak podał się do dymisji i dla potrzeb sprawy zrezygnował z immunitetu oraz przyznał do błędu - zauważył to premier Donald Tusk i powiedział, że jak wszystko się wyjaśni, to dalej można wspólnie działać. Czekam zatem na powrót syna marnotrawnego.

Sprawę wykorzystały media, które "aferę zegarkową" drążyły na różne sposoby. Często przewijającym się motywem było to, że ówczesny minister "obnosi się" ze swoimi drogimi zegarkami (a przecież mamy kryzys). Jak wiadomo zegarki służą nie tylko do odmierzania czasu, ale w niektórych kręgach przede wszystkim do pokazywania swojego statusu. Ciekawe co w tej sprawie powiedzieliby politycy z Kremla i sam Władimir Putin ze swoimi zegarkami wartymi 500 tys. funtów (pewnie byłaby to uwaga "Ale bieda"). Jednak zatajenie majątku jest faktem, choć kara w wymiarze do 3 lat pozbawienia wolności nigdy nie dotknie Nowaka. No chyba, że ów zegarek jest formą łapówki, wtedy były minister pociągnie w sondażach  w dół całą PO.

Widzę tutaj jednak skomplikowany aspekt działalności samego ministra, który objął "gorące" ministerstwo po Cezarym Grabarczyku. Sławomir Nowak miał na tyle honoru, aby zrzec się urzędu i immunitetu. Co do ministerstwa pana Nowaka, tylu przecież Polaków darzy niechęcią zarówno polskie koleje, jak i drogi, jak więc nie nosić tak pięknego zegarka dla poprawy wizerunku?

Jarosław Kaczyński, prezes "jedynej prawdziwej partii opozycyjnej" udziela dłuższego wywiadu dla Polska The Times. Co ciekawe, prezes widzi problemy takie, jak krucha demografia Polski czy te wynikające ze słabej polityki rodzinnej, które naświetlane są często przez środowiska lewicowe. Inne pozostają jednak proponowane metody działań jego ugrupowania. Sądzę, że gdy będziemy u władzy, ogromna większość Polaków o nastawieniu patriotycznym pomaszeruje w oficjalnym marszu organizowanym przez władze - tak Kaczyński mówił o wydarzeniach z 11 listopada. Uważam, że jak PiS dojdzie do władzy, to jest szansa, że zarówno Marsz Niepodległości jak i marsz "prezydencki" (jeżeli konserwatywnej partii uda się obsadzić także ten urząd) scalą się w jeden pochód, a hasła narodowe i niechęć wobec konkretnych będą powszechne.

Nie jestem za straszeniem PiS-em, ale z ostatnich obserwacji działań polityków tego ugrupowania wynika, że owo straszenie nie jest bezpodstawne. Przy "odspołecznieniu" i "ukoteryjnieniu" Platformy Obywatelskiej, są szanse na to, żeby w 2015 władza wpadła w ręce Jarosława Kaczyńskiego. Jeden ze scenariuszy może wyglądać następująco: Polska z konserwatywnego państwa prawa staje się państwem policyjnym, a wszyscy, którzy mieszczą się w szufladzie ideologicznej innej niż prezes i jego stronnicy są marginalizowani lub represjonowani. Mało znaczące PSL nie może być koalicjantem, bo PiS zawłaszcza wszystkie urzędy i działa samodzielnie. Ludowcy ledwo wchodzą do rządu i sprawują marginalną rolę - jak obecnie Solidarna Polska. Dla SLD, Twojego Ruchu i innych partii lewicowych pozostaje tylko jedna alternatywa - szeroka koalicja na lewicy.

Piotr Pawlenski - źródło: http://katemodernview.blogspot.com
Taka decyzja zakrawa na political fiction, jednak kto wie co będzie w przyszłości skoro Pan Prezes chce wprowadzenia w Polsce drugiego Budapesztu. Może wtedy, gdy już to mu się uda, pozostanie tylko krzyczeć przez symbole i protesty tak, jak zrobił to Piotr Pawlenski, który nie tak dawno przybił swoje "klejnoty" do moskiewskiego bruku, a we wcześniejszym politycznym akcie buntu zaszył sobie usta.

Pod koniec wywiadu dla PTT pada pytanie o to, co będzie, gdy PiS nie będzie mógł rządzić samodzielnie i kto wtedy będzie koalicjantem. Kaczyński odpowiada: "Po co mówić o takich pesymistycznych wizjach? Wierzę, że PiS uda się rządzić samodzielnie." Tego się najbardziej obawiam, bo w konserwatywnym dyktacie społeczeństwo jest jak cyklop, którego ktoś oślepia.

A w dobie pedofilskich skandali zaostrza się tylko chrześcijańska paranoja wobec świeckiego państwa. Z kolei środowiska prawicowe są coraz bardziej pogrążone w hipokryzji i funkcjonują agresywnie w kontaktach ze światem, który widzą w czarno-białych barwach. Wszyscy, którzy sprzeciwiają się poglądom innym niż konserwatywne wplątani są w walkę kulturową, w której prawica przyznała sobie miano "ostatnich sprawiedliwych" w świecie pełnym zła i obłudy.


środa, 13 listopada 2013

Zdarta płyta chodnikowa

Miałem nadzieje, że tym razem w Warszawie będzie spokojnie, że Marsz Niepodległości, który miał gromadzić patriotów pokrzyczy postrzela z petard, dojdzie do pomnika Dmowskiego i zakończy swój coroczny cyrk. Nie byłem jednak zaskoczony tym, co się stało.

W tym roku postanowiłem, że najbardziej apolitycznie i patriotycznie będzie kroczyć w marszu "Razem dla niepodległej", zorganizowanym przez pierwszego myśliwego III RP Bronisława Komorowskiego. Było bardzo sympatycznie, atmosfera pełna solidarności, dawki zadumy i oczywiście historii, bo trasa wiodła przez trakt królewski i zakończona była złożeniem kwiatów przy pomniku marszałka Piłsudskiego. Przez całą drogę patrzyłem na ludzi. Było wśród nich sporo elegancko wyglądających mężczyzn, wystrojonych kobiet, rodziców z dziećmi oraz ceremonialnie ubranych przedstawicieli różnych służb - od strażaków po wojsko. W trakcie marszu słuchałem jak doradca historyczny prezydenta prof. Nałęcz mówił o miejscach, przez które przechodził pochód. W zasadzie przeszkadzał mi tylko mój rower, bo musiałem być ciągle skupiony żeby na nikogo nie najechać i nie zahaczyć kierownicą. Oczywiście prowadziłem mój jednoślad.

Wracając z marszu przed złożeniem kwiatów przed pomnikiem Romana Dmowskiego, na Śródmieściu napotkałem setki osób z flagami. Nie były to jednak wyłącznie flagi biało-czerwone. Dużo z nich miała ohydne symbole, które każdego patriotę powinny brzydzić. Coś w stylu:

Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta




Rozumiem, że Polacy mało czytają. Staram się także pojąć, że dla niektórych lekcje historii są bez sensu, a z przeszłości wybierają tylko wygodne fakty. Jednak powracanie do skrajnego nacjonalizmu nawet dla najbardziej zakutej głowy powinno być czymś symbolicznym. To wskrzeszanie demonów przeszłości. Jak bowiem wszelkie organizacje, które zawłaszczają sobie miano patriotów, czy prawdziwych Polaków, mogą w dniu niepodległości nawiązywać do czasów, gdy wolności nie było? Nietolerancja i niechęć bądź nienawiść wyrażana w słowach skandowanych przez przedstawicieli tych grup, widoczna przez symbole ich flag i sztandarów, i ostatecznie odczuwalna poprzez ich czyny (ukierunkowane na agresję i niszczenie) jest zjawiskiem, z którym trzeba walczyć, o którym trzeba mówić i którego nie można marginalizować. Zastanawiam się dlaczego wszystkie ekstremistyczne organizacje obrały sobie właśnie 11 listopada, żeby krzyczeć swoje głupie hasła i puste slogany. Przecież wtedy, prawie 100 lat temu, wszyscy byliśmy razem szczęśliwi.

Bosak i Zawisza nie widzą winy "swoich ludzi" w zniszczeniu tęczy na Placu Zbawiciela (ten twór może się podobać lub nie ale dlaczego ją niszczyć?), w podpaleniu samochodu, budki przy ambasadzie Federacji Rosyjskiej i nie poczuwają się do odpowiedzialności za inne straty, które zostały wyszacowane na 120 tys. złotych. Dla nich to zawsze będzie prowokacja. Ludzie bez odwagi i honoru do przyznania się do własnej winy. Prawo do zgromadzeń to fundament demokracji, ale jeżeli rokrocznie dochodzi do niszczenia stolicy w imię "patriotyzmu" i z nacjonalistycznymi hasłami na ustach to trzeba się sprawą zająć. W Grecji i na Węgrzech nacjonalizm rozwinął skrzydła bo nie było wystarczającego sprzeciwu, dlatego Złoty Świt i Jobbik mogą działać.

I trzeba teraz przepraszać i się wstydzić przed innymi państwami, że u nas dzień niepodległości w stolicy wygląda właśnie tak, jak dwa dni temu, jak rok i dwa lata temu. Ludzie boją się iść po ulicach we własnym mieście, a Ci, którzy myślą inaczej muszą mieć się na baczności. A inni potrafią kulturalnie obchodzić swoje święta narodowe, ba, nawet my potrafimy. Jednak tym, co przyciąga uwagę innych państw i mediów są rzeczy niebezpieczne, szokujące oraz wywołujące emocje. Więc powiedzmy sobie jasno: tak, marsz prezydencki odbył się w bardzo miłej atmosferze i przyciągnął tysiące osób zainteresowanych niepodległością i Polską, ale to wybryki ludzi z kominiarkami na twarzach przez dłuższy czas będą tematem do rozmów dziennikarzy, polityków oraz urzędników państwowych. Szkoda.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Podziały są dobre dla półek bibliotecznych

11 listopada to bardzo poważna i wzniosła data. Dzień, który dla większości osób ma ogromne znaczenie pomimo tego, że nie wszyscy dokładnie kojarzymy historyczny background z nim związany. Dzisiejszy dzień mógłby być jedyną datą wartą zapamiętania z lekcji dla dzieci i młodzieży, bo opartą na faktach i okupioną życiem wielu osób. Może to stwierdzenia pełne patosu, jednak ciesze się, że dziś nie muszę walczyć o niepodległość czy niezależność państwa w którym żyję.

Prezydent Komorowski powiedział, że naszą wolność "trzeba było wyrąbać szablą". Dziś o wolność walczy się karabinem i dyplomacją, niestety pierwszy czynnik wydaje się przeważać w praktyce, szczególnie jeżeli spojrzymy na państwa muzułmańskie. Zamiast uścisków dłoni niektórym łatwiej jest wymieniać ciosy.

Niepodległość można świętować codziennie, przyczyniając się do prawidłowego funkcjonowania państwa i całego społeczeństwa. Żyjemy bowiem w wolnym kraju, a to już bardzo wiele! Nasz reżim, tj. demokracja, może nie jest doskonały, ale jestem przekonany, że na lepszy ludzie nigdy nie będą przygotowani choćby przez swoją odmienność. To dobrze i źle.

w krajach z wolnością na papierze,
źródło: http://thefailedestate.blogspot.com
Koreańska Republika Ludowo Demokratyczna i Kuba to także państwa niepodległe, które obchodzą swoje święta niepodległości oraz inne, nie związane z uzyskaniem pełnej suwerenności. W Korei Północnej oczywiście najważniejszymi datami są 16 lutego i 15 kwietnia - dni urodzin Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila - jednak "wielka radość" przypada także na 27 lipca (Dzień Zwycięstwa Wyzwolenia Ojczyzny) i 9 września (Rocznica ustanowienia KRLD). zarówno tam, jak i w innych państwach o niedemokratycznym reżimie, obywatele muszą uczestniczyć w obchodach uroczystości urządzanych przez aparat państwowy. My mamy wybór, możemy np. cały dzień siedzieć przed telewizorem lub uczestniczyć w jakimś pochodzie. W Korei obywatele nie mogą spierać się z wolą wodza, partii, armii i innych instytucji, a każda odmienność od kolektywu jest surowo karana. My możemy działać z dużą dawką swobody, tak samo jak możemy dyskutować, kłócić się i działać niezależnie.

Niestety dla naszej wolności, odradzają się brzydkie tendencje. "Izmy", o których pisałem dawno temu powracają, wskrzeszając m.in. zombie nacjonalizmu czy rasizmu. Wszystko wraz z polaryzacją nastrojów wywołanych kryzysem władzy, gospodarczym i społecznym. Nie można się dzielić i nienawidzić, bez względu czy jest się lemingiem, narodowcem, lewakiem, gejem, katolem czy niewierzącym. Podziały są dobre dla półek bibliotecznych, ludzie powinni atakować nie siebie na wzajem tylko swoje argumenty, szanując przy tym rozmówcę, który ma inne spojrzenie na rzeczywistość. Szacunek i tolerancja należy się dla każdego, kto jest człowiekiem umiejącym współżyć z innymi.

Mam bardzo mieszane uczucia co do prezydenta Bronisława Komorowskiego, jednak muszę mu przyznać rację w stwierdzeniu, które będzie odpowiednie do skwitowania niniejszego artykuliku. Brzmi ono tak: "Jesteśmy ogniwem w łańcuchu pokoleń". W rzeczy samej, dlatego powinniśmy zachować odpowiedzialność pokoleniową we wszystkim co robimy i nie dopuścić do powrotu potworów z przeszłości.
W dobie kryzysu odradzają się potwory nacjonalizmu i faszyzmu, trzeba działać na wszystkich płaszczyznach żeby zatrzymać ten trend. Stąd w rocznicę kryształowej nocy (9.11) mówimy nie potworom.

piątek, 1 listopada 2013

Jak najszybciej dotrzeć na cemntarz

Chciałbym zacząć od, krótkiego wstępu. Mianowicie chodzi mi o to, że jest to post okolicznościowy, który wiąże się z naszym radosnym i rodzinnym świętem, kiedy wszyscy spotykamy się w nienajprzyjemniejszym miejscu w mieście, czyli na cmentarzu. Jak powiedziała moja mama: "W naszym grobie jest jeszcze jedno miejsce, ale jak się skremujemy, to zmieścimy się wszyscy". Hura?

Weźmy pod lupę "zachodnie naleciałości". Halloween dla wielu osób to coś niewyobrażalnie głupiego, związanego z nieznanym obyczajem, który przywędrował do nas zza wielkiej wody i kultywują go dzieciaki. Księża grzmią, że to związane z czarną magią, starszo-średnie pokolenie wie o co chodzi, ale preferuje "grobing", rosół i flaszkę, a starsi ludzi patrzą na przebierańców spode łba. Jednak w Polsce się przyjmuje, czy tego chcemy czy nie. Jak dla mnie to ciekawa odmiana od zadumo-marazmu, który emanuje od dnia wszystkich świętych. Polacy czują, że powoli nadchodzą zmiany związane z tym, że szeroko pojęta "tradycja" jest kultywowana przez ludzi 40-50+, a młodzi wolą przyjąć wszystko inaczej, troszkę bardziej na wesoło. 


Mój kolega bardzo trafnie ujął te "święto" i zachowanie z nim związane : "To jedyny dzień w roku, w którym spotykam się z członkami rodziny, których widuję tylko wtedy, na cmentarzu. Nawet nie wiem kim oni są. No i dlaczego mam wtedy mam być wtedy w zadumie? Jak mam na siłę, na rozkaz skupić się nad tym wszystkim co niematerialne i ważne. Przecież postępuję tak tylko wtedy, gdy przyjdzie to samo i kiedy mam na to ochotę. Nie mogę tego robić na rozkaz". Doskonale to rozumiem.  To jak tekst z "Ferdydurke" Witolda Gąbrowicza, gdy profesor Bladaczka stwierdza, że należy zachwycać się Słowackim, po czym słyszy "Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Nie zajmuje mnie! Nie mogę wyczytać więcej niż dwie strofy, a i to mnie nie zajmuje! Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?". Ja też nie mogę być na siłę "zadumiony". 



o wiele ciekawsze spojrzenie na "te" sprawy,
źródło: www.kenseamedia.com

W telewizji ta sama papka - pełno zadumy, filmów familijnych i usilnej misyjności. Poważna muzyka, w obiektywie groby w mieście X, groby w mieście Y. Same groby i do tego komentarz, równie obłędny: "piękne groby" czy "cmentarz przybiera piękny wygląd". Znowu chyba czegoś nie rozumiem, bo jak groby mogą być piękne? Rozumiem piramidy faraonów, grobowce królów, ale polskie cmentarze w listopadzie?


Wszyscy wspominają tych, tamtych i owamtych i nagle wszyscy Ci odeszli stają się wyjątkowi, niezastąpieni, najlepsi - w wielu przypadkach tak jest, jednak dlaczego przypominamy sobie o nich dopiero po tym jak od nas odchodzą? Myśl czy idea jest trwalsza od słabego ludzkiego ciała. Gdy umrzemy jedyne co po nas zostanie, to nasze historia, czyli to, co stworzyliśmy, to też nasze pomysły, które udało się nam zaszczepić, bądź te, które zostały zmarnowane. No i oczywiście geny w naszych potomkach. To wszystko. Będziemy na ustach i w głowach, a może i w sercach innych i to tylko od nich zależy nasza "trwałość" po śmierci, więc nie ograniczajmy się do jednego dnia w roku.



a w Meksyku na wesoło,
źródło: entregeeks.wordpress.com
Na cmentarzach, jak co roku, obłęd, ludzie zakładają najlepsze ubrania, przyjeżdżają samochodami, pokazują dzieciom "kto gdzie leży", w przycmentarnych kramach pączki, baloniki, pańska skórka i piękne kwiaty oraz znicze. Jak widać, biznes kwitnie, a nawet na zmarłych można zarobić konkretne pieniądze. To jeden z dziwniejszych zwyczajów, w którym poniekąd uczestniczę ja sam, choć z roku na rok widzę jak dziwne jest to "święto". Infrastruktura cmentarna to też ciekawa historia. Ile można tam spotkać (żywych) znajomych! No i te rozmowy nad grobami, wymienianie się refleksjami i konwersacje na każdy temat - prawie jak w Meksyku, choć u nas jedzenie i alkohol dopiero po powrocie z "grobingu". 

Gdy umrę mam inny plan na wszystko, choć wtedy moja decyzyjność spadnie do zera. Dzięki temu artykułowi moje przesłanie zostanie w sieci. Brzmi to jak jakiś list samobójcy zostawiony w internecie, choć na szczęście w rzeczywistości jest inaczej. No bo jak to tak, żeby mnie pochowali w ziemi, płakali nad grobem i jeszcze co roku wspominali przy jakimś miejscu pośród setek innych trupów? Chcę, aby na moim pogrzebie zrobiono wielkie przyjęcie, takie jakie organizuje za życia kilka razy w roku. Niech ludzie piją śpiewają i cieszą się życiem! Niech wspominają mnie przez pryzmat moich czynów i idei - za każdym razem kiedy chcą, a nie tylko raz do roku na cmentarzu. Niech lecą piosenki (może nawet sam kiedyś skomponuję jakąś listę okolicznościową) i niech żadna matka nie zachęca swojego dziecka, żeby "zapalił tu światełko, żeby duszy było lżej". Nie wierzę w takie rzeczy, nie jestem ich pewien, więc opieram się na "tu i teraz". Dla mnie celebrowanie zmarłych i czczenie grobów jest co najmniej niesmaczne. Jak kogoś uraziłem moim artykułem, to przepraszam, ja dokładnie tak widzę naszą rzeczywistość.



zdjęcia ślubne na cmentarzu - marzenie fana death metalu :)
źródło: /www.bridalguide.com