Od kilku dni zastanawia
mnie kondycja wielu płaszczyzn, których jestem uczestnikiem lub współtwórcą (czasami
w nikłym promilu). Są to sfery, które dotyczą tak samo mnie, jak i Ciebie drogi
czytelniku, więc myślę, że sprawa jest godna uwagi i refleksji.
Począwszy od świata
polityki, można zauważyć, że rozpoczyna się czas trudny dla partii rządzącej,
premier Donald Tusk mierzy się z wewnętrznym rozłamem w partii, którego autorem
jest minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. To właśnie asumptem
konserwatywnego ministra zablokowano ustawę o związkach partnerskich – a dokładniej
jej trzy projekty. Nie chce już odwoływać się do retoryki i myśli (a raczej jej
braku) posłów z prawicy, bo szkoda mi wersów i czasu. No i oczywiście zastanawiam
się kto dał posłom (niezależnie od ich opcji) prawo bycia panami losów i
szczęścia innych obywateli.
Dlaczego mamy brać
ślub, aby sformalizować swój związek i dlaczego musi to być związek
mężczyzna-kobieta (abstrahując od zapisu konstytucyjnego)? Takie ramy nakłada
na nas państwo, w którym funkcjonujemy, tradycja, oraz kultura, ale na ognie
piekielne, jeżeli ktoś kocha drugą osobę to czy w imię zapisów z innej epoki i
utartych kanonów życia mamy mu utrudniać drogę do szczęścia? Moim zdaniem jest
to okrutne i egoistyczne. Niektórzy w swoim samolubnym podejściu do życia i
współżycia nie rozumieją, że nie każdy odczuwa potrzebę noszenia obrączki i nie
każdy kocha w „szablonowy” sposób oraz nie wszyscy chcą przyczynić się do
zwiększenia wskaźnika urodzeń. Ktoś kiedyś to nazwał wolną wolą.
Ten problem poruszany
jest także we Francji, jednak ze względu na socjalistycznego prezydenta Francisa
Hollande (panuje tam system semi-prezydencki, więc ów polityk może dużo), zmiany
na tej płaszczyźnie mogą zajść z większym prawdopodobieństwem niż u nas. No i
Francja jest krajem laickim, gdzie lobby religijne nie mają wiele do
powiedzenia w kwestiach polityki. U nas pod względem ingerencji religii jest
znacznie gorzej.
Rozpoczęła się także
nagonka na marihuanę, której motywów ani trochę nie rozumiem. A chronologicznie
to tak: najpierw okazało się, że Platforma Obywatelska ma tyle wspólnego z
ideologią liberalną co Kim Jong Il z demokracją i nie ma co liczyć na
jakikolwiek krok ku depenalizacji posiadania marihuany. Następnie nic nie dały „Marsze
Wyzwolenia Konopi”, które organizowane są coraz częściej i przyciągają coraz
więcej osób. Powstały Ruch Poparcia Palikota ma za mało głosów żeby zmienić
skostniałe prawo, a teraz medialne rozgardiasz i brak obiektywizmu w sprawie „Marysi”.
W wywiadzie z dziennikarzemKonradem Piaseckim (TVN, „Piaskiem po oczach”) na portalu natemat.pl, dowiaduje
się kolejnych nowości np. że picie alkoholu jest kulturowo zakorzenione, a
uznanie papierosów za szkodliwe i ich wycofanie z obiegu to niemożliwy krok ze
względu na to, że „po tylu latach jednorazowe
zakazanie papierosów wyglądałoby na zbyt mocną ingerencję państwa”.
Piasecki twierdzi także, że jeżeli uznano marihuanę za lekarstwo to mógłby
popierać jej „obieg medyczny”. Jednakże większość argumentów jest dla mnie
zupełnie niezrozumiała, bo przecież noszenie skór, walka o terytorium i
niewolnictwo też były kulturowo zakorzenione, ale jednak udało nam się od tego
odejść.
Zastanawiam
się także nad wszystkim co mnie otacza. Myślałem, że ludzie to istoty, u
których występuje w pełni rozwinięty intelekt i abstrakcyjne myślenia. No i się
pomyliłem, gdyż brak tolerancji wobec innych to brak intelektu i inteligencji.
Sam wielokrotnie doświadczyłem niechęci ze strony rówieśników i innych osób,
którym nie podpasowałem. W potwornej instytucji nazwanej gimnazjum dostałem
więcej razy „w gębę” niż w całym swoim życiu, nie wspominając już o procesie szkolnego
„bullingu”. Nie jestem i nie będę jedyny w tej maszynie, a postawy
nietolerancji są widoczne do dziś. Ostatnio w pociągu od wygolonych jegomościów
usłyszałem „Nie będę siedział obok tego cwela”. Dziwne i przykre.
„Chciałbym,
żeby był ktoś, kogo mógłbym prosić o radę, przy kim nie czułbym się odmieńcem,
tylko dlatego się wyżalam i próbuję opisać całą tą niepewność, jaka dręczy mnie
już od, och, od około 25 lat.” Te słowa w ostatnich dniach swojego życia napisał
Kurt Cobain z zespołu Nirvana. Wydaje
mi się, że co jakieś 10-15 lat przychodzi przełom,
z którym się nie zgadzamy, który nie zawsze prowadzi do pozytywnych zmian, i
który zmienia wszystko nie do poznania. Taki „krach” widoczny był w chwili, gdy
tworzyła m.in. Nirvana i Alice in Chains – obaj wokaliści
przechodzili przez piekło swojej sławy, lęków narkotyków i niezrozumienia. Ów
przełom jest widoczny także dzisiaj, gdy dobra muzyka jest wypierana przez
słabą, komercyjną i masową produkcję. Dlatego warto wspierać młodych artystów,
których ambicją nie jest nagranie kilku teledysków z gołymi laskami o mdłym,
prostackim tekście.
Z
nostalgią wspominam dzieła lat przeszłości z zakresu muzyki, kinematografii i
literatury. Jednakże kondycja dwóch ostatnich „działów” wydaje się być całkiem
dobra. A co do muzyki, to może ja odstaję od standardów tego co dobre. Ciężko
stwierdzić, bo nie potrafię sam tego obiektywnie ocenić. Wydaje mi się przez to,
że jedyną sferą w której jestem konserwatywny jest właśnie muzyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz