Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 31 sierpnia 2012

Krach na linii i szum w Stanach


            Witajcie, na samym początku warto abym wspomniał o małej awarii, która sprawiła, że uświadomiłem sobie wiele rzeczy. Po pierwsze primo, jak co dzień zamierzałem przegrzebać Internet w poszukiwaniu informacji z kraju i ze świata oraz mniej lub bardziej interesujących mnie treści, ot tak, rutynowy zwyczaj. Jednak sieć "nie załapała", a po sprawdzeniu wszystkiego okazało się, że nie da rady w żaden sposób podłączyć się do "światowej pajęczyny", dopiero operator dostarczający mi Internet poinformował mnie, że w rejonie Warszawy (numery z prefiksem "22") został przerwany światłowód i eksperci zamierzają go naprawić. Najwcześniej po południu, najpóźniej jutro rano. No i kleks, trzeba powrócić na pewien czas do działania offline, co przypomina mi piękne czasy, kiedy Internet był na telefon i płaciło się za minuty połączenia (de facto przy  równoczesnym blokowaniu linii).
            Kiedy spoglądam na moją starą maszynę do pisania marki Optima (made in RFN) cofam się myślami o wiele dalej, w czasy kiedy nie było Internetu w ogóle (czyli wcale nie tak dawno) i zastanawiam się jak można było napisać prace zaliczeniowe/dyplomowe, dłuższe listy czy jakikolwiek dokument, który przekraczał jedną stronę na maszynie do pisania. Iście syzyfowa praca. Maszyna do pisania wymaga bowiem "manualnego" ustawiania wszystkich parametrów, które na naszych komputerach w programach do edycji tekstu są ustawiane automatycznie. Nie wspominając już o tym że przycisk "backspace" cofa jedynie do poprzedniej litery nie usuwając jej (zawsze można "skreślić" znak literą "x", gorzej ze źle wstawioną spacją czy błędem ortograficznym). Wtedy wszystko było mniej skomplikowane pod względem technicznym, ale bardziej czasochłonne i wymagające niemałych umiejętności. Obecnie tablety, smartfony i touchpady uprościły wszystko do krytycznego minimum, tak, że nawet kilkuletnie dziecko jest w stanie obsłużyć owy sprzęt. To świadczy dobrze o postępie technologicznym a trochę gorzej o zaangażowaniu użytkowników. Może maszyny do pisania nie były wcale takie złe? Samemu udało mi się na niej sporo napisać, jednak przy każdym podejściu do napisania dobrego listu (tak jest listu!) trzeba zużyć kilka czystych kartek i więcej czasu niż przy edycji e-maila.

      Kolejna kwestia, którą pragnąłbym poruszyć to wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Miesiące przed wyborami aż do chwili wyborów w listopadzie, to medialny i emocjonalny karnawał. Bo nie wątpię, że wiesz drogi czytelniku, ale w USA wybory prezydenckie (po wyłonieniu kandydatów z dwóch głównych partii na fotel w prawyborach) to walka o rząd dusz, w społeczeństwie które w dużej mierze nie do końca wie o co chodzi w systemie prezydenckim i w realizowaniu programu politycznego. Dlatego lwia część głosów pada po emocjonalnym zjednoczeniu się z kandydatem i zawierzeniu w jego program. Wole nie wspominać ile pieniędzy wydaje się na kampanie prezydenckie w USA, bo to prawdziwy absurd napompowany przez tradycję tej instytucji. Po jednej stronie, już oficjalnie, stanie kandydat Republikanów z Massachusetts - Mitt Romney. A co o nim wiadomo?
  • jest bardzo słabym mówcą i mało charyzmatyczną postacią,
  • jako republikanin wychwala wartości rodzinne itp. itd. ,
  • jego żona, Ann Romney miała ojca górnika i powołuje się na to w zyskaniu niższych klas społecznych,
  • cała rodzina Romneya to niezwykle bogaci mormoni - na zdjęciu rodzinnym trudno aby wszystkich uchwycił obiektyw (5 synów i kilkanaście wnuków),
  • popierany przez redneck'ów z Tea Party,
  • uważany za jednego z nowoczesnych arystokratów (sic!).

            Co do wplątywania żon w kampanie prezydencką i późniejsze sprawowanie urzędu, to uważam to za nakręcony tradycją i mediami zwyczaj, który przywraca monarsze zwyczaje gloryfikacji całej rodziny rządzącego. Jak donosi jeden z profesorów amerykańskiej uczelni, w Stanach Zjednoczonych pierwsza dama powinna prowadzić fundację charytatywną, opiekować się rodziną, jeździć na zjazdy poświęcone prawą (tutaj wstaw co uważasz za słuszne), oraz napisać książkę (o sobie lub swoim mężu). Ann odżegnuje się od tego modelu:
  • stała się mormonką aby poślubić młodego Mitta po tym jak go spotkała na balu (jakie to amerykańskie),
  • jak na razie znana jest z niezbyt trafnych porównań (np. do Marii Antoniny) 
  • nie założyła żadnej fundacji i nie napisała książki, ani nawet artykułu prasowego,
  • wygrała z rakiem piersi, a ponadto cierpi na stwardnienie rozsiane - to dopiero silna kobieta!
  • interesuje się końmi,
  • kocha swojego męża i ręczy, że będzie on odpowiedzialnym przywódcą.

O tym wszystkim mogliśmy usłyszeć na jej wystąpieniu na konwencji Republikanów (kilka dni temu), która musiała zostać przełożona w związku z nadejściem huraganu Isaac. To właśnie na tym wiecu Romney dostał oficjalną nominację na kandydata do wyborów z ramienia partii.

A co z Barackiem Obamą? Obamę tak jak Romney'a można skrótowo przedstawić w bulletpointach:
  • pierwszy czarny prezydent w historii USA (aktywizacja etnicznych grup społecznych)
  •  jego historia życia jest odmienna od Romneya, można ją przedstawić jako ścieżkę "od zera do bohatera (prezydenta)",
  • "wyluzowany prezydent" będący blisko ludzi (świadczy o tym stałe poparcie społeczne),
  • wyszedł z Iraku, niestety, tak samo jak Nixon z Wietnamu - bez ustabilizowania sytuacji w tamtym regionie,
  • wpompował wiele miliardów dolarów w: plan ratowania gospodarki (Plan Poulsona ok. 700 mld), reformę systemu opieki zdrowotnej ("podstawowa opieka dla każdego"),
  • zapomniał o sojusznikach (m.in. o Polsce i kwestiach z nią związanych), a zwrócił się ku dawnym rywalom - Chinom i Federacji Rosyjskiej,
  • nie podjął odważnych decyzji politycznych (co innego z gospodarczo-fiskalnymi).

   
  To co charakteryzuje Obamę to jego nadzwyczajna charyzma i równie wpływowa małżonka - Michele, która idealnie wpasowuje się w rolę pierwszej damy. Obecny prezydent USA będzie musiał się spiąć i pokazać ponad trzystumilionowemu państwu, że zasługuje na reelekcję, a to nie takie proste, kiedy przychodzi się rozliczać za kryzys ekonomiczny, grząznięcia w Afganistanie, odstąpienie od tarczy antyrakietowej i ogromne wydatki publiczne. Z konkretnym werdyktem należy jednak poczekać do konwencji Demokratów i "planu Obamy" na to jak wygrać wybory.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz