Odmienność terroryzmu lat 60 i 70 od obecnego jest ogromna, nie tylko ze względu na zmiany jakie dokonały się na arenie międzynarodowej, ale również w oparciu na wiele innych czynników. Obecne organizacje terrorystyczne w swojej strukturze odrzuciły model hierarchiczny i zastąpiły go kołowym (albo grupowym), gdzie "góra" nie ma styczności z "pionkami", bo wszystko odbywa się w ramach zdecentralizowanej władzy i pomniejszych grup. Co więcej, nowoczesny terroryzm zakłada niedyskryminację celów, nie są to więc już osoby ze świata polityki czy biznesu, a wszyscy, nawet kobiety i dzieci, chodzi bowiem o masowe zniszczenie i coś co nazwałem dla potrzeby ukazania ogromu problemu "wszechstrachem" - chęcią wzbudzenia transnarodowego, wszechogarniającego uczucia lęku związanego z nieuchronnością ataku.
Minione lata to czasy RAF (Rote Armee Fraktion), Czerwonych Brygad (Brigate Rosse), IRA (Irish Republican Army) oraz ETA (Euskadi Ta Askatasuna), gdy przywódcami były jednostki z imieniem i nazwiskiem, a "żołnierze" kontaktowali się z "górą" i bezpośrednio wykonywali zadania zlecone przez "przełożonych". Dzisiaj terrorystą może zostać każdy, i to w nawet tak spokojnym kraju jak Norwegia.
Chciałbym odnieść się do czynów i procesu szaleńca naszych czasów (jednego z wielu), wroga wielokulturowości, radykalnego prawicowego konserwatysty i ostatecznie ideologicznego szaleńca - Andreasa Behringa Breivika. Niemniej nie będzie to długa nota, bo z tego co można zaobserwować w mediach i czego chce sam Breivik - sprawa zyskuje coraz większy rozgłos i jak można się domyśleć, kiedyś znajdzie on przez to zwolenników i naśladowców. Bowiem zamachowiec z Norwegii lubuje się swoimi czynami i tym samym każdy dodatkowy rozgłos, plotka czy dowcip na temat jego mordu, komentarze prasowe, retransmisja procesu, analiza jego gestów, zachowania i ubioru oraz zagłębianie się w jego zepsute wnętrze, są wodą na jego propagandowy młyn, są mu na rękę, gdyż dzięki nim buduje swoją historię, a obraz ekstremizmu jest eksportowany w świat.
Fanatyzm, który pcha Breivika i innych jemu podobnych, nie pozwala na zrozumienie, że każda rzecz ma dwie strony, że istnieje druga strona awersu, choć on/oni dostrzegają tylko jedną - tą złą i samolubną. Dla niego multikulturowość europejska, promowana silnie w Niemczech od początku lat 60. za czasów tureckich gastarbeiterów, to nic innego niż zaraza czy choroba "czystego społeczeństwa". Skrajnie egoistyczna wizja świata zakłada fanatykom klapki na oczy i wkręca do głowy śrubę z wyrytym napisem "moje": "(tylko) moja racja", "moja ziemia", "mój naród", "moje państwo", "moja rasa" itd. Nie ma również wątpliwości, że obecna Europa jest wielokulturowa (i wielonarodowa), a Unia Europejska dąży do szerzenia tolerancji i konwergencji możliwości, jak i również poszanowania innych jako jednostek żyjących w demokratycznym systemie państw. Norwegia nie jest w Unii (dwa razy odrzuciła możliwość akcesji w referendum), no i oczywiście ma do tego prawo! Jest to jednak państwo tolerancyjne i otwarte, gdzie ludzie żyją dostatnio i nie muszą wstępować w struktury unijne (nie opłaca im się). Jednak patrząc na multikulturalizm z drugiej strony, M. Adamczuk w swoim artykule umieszczonym w książce "Zamach w Norwegii" stwierdza następująco:
"Współistnienie równoległych społeczeństw może być jednym z czynników, który we wczesnych fazach procesu radykalizacji sprzyja akceptacji i poparciu ideologii ekstremistycznych."
Tak jest w rzeczywistości. Dlatego każdy gest i spojrzenie Andreasa Breivika, mordercy 60 osób na wyspie Utoya, bombera z Oslo, stają się medialne, popularyzowane i są preludium do zapewnienia mu rozgłosu. Breivik to ideologiczny szaleniec (choć jak stwierdzili lekarze nie mentalny), który w cywilizowanym społeczeństwie zasługuje na dożywotnią izolację. Nie starajmy się go zrozumieć, to nie ma sensu, no chyba, że ktoś sympatyzuje z ugrupowaniami ekstremistycznymi lub dokonuje case study w ramach jednej z dyscyplin naukowych.
Breivik po przeciągającym się procesie sądowym dostanie zapewne wyrok 21 lat więzienia - to najwyższa kara w pokojowej Norwegii. Osobiście poparłbym w jego przypadku odstąpienie od zwyczaju prawnego i zagwarantował mu dożywocie. Kara śmierci nie wchodzi tutaj w grę, gdyż prawo odwetu nie jest cywilizowanym (i jakimkolwiek) rozwiązaniem, nawet dla człowieka pokroju Breivika, który podczas procesu uśmiechał się, pokazywał faszystowskie gesty i wygłaszał peany w których twierdził, że już żyje w więzieniu ze względu na multikulturowość swojego państwa. Każda próba obrony argumentów Breivika zrównuję obrońcę z nim samym.
Brevik to żołnierz, nie terrorysta. Na pewno też nie jest szaleńcem. Dla mnie ani bohater, ani zbodniarz. Po części go rozumiem, choć nie poieram.
OdpowiedzUsuń