Witajcie, parę słów o tym co wydarzyło się ostatnio. Po pierwsze, co dla wszystkich postronnych może być rzeczą błahą i pozbawioną znaczenia, wymieniłem ostatnio drzwi w swoim pokoju. Co prawda remont mojego lokum przeprowadzony był około dwóch lat temu, ale dopiero teraz wszystko udało się zapiąć na ostatni guzik, albo, jak kto woli, ostatni kluczyk. Moje stare drzwi, to była stara szkoła meblowania - biały kolor, szyba wielkości 70 proc. całej powierzchni (wybita na jednej z prywatek), srebrna klamka itp. Przez owe drzwi przeszły setki osób które odwiedziły mnie podczas piętnastu lat. Niektórzy pozostawili na nich swój ślad w postaci podpisów, cytatów lat przeszłych i wspomnień. Dlatego troszkę mi ich szkoda, ale zrobiłem zdjęcia, więc ich obraz pozostanie zapamiętany. Po wielu latach mieszkania w pudełku zapałek konieczna była zmiana jakości wchodzenia. Nowe nie mają szyby, ale za to maja klucz i lepszy kolor.
Sytuacja z drzwiami przywodzi mi na myśl wczorajsze wybory prezydenckie w Federacji Rosyjskiej. Pomimo zmiany reżimu (drzwi), pokój (mentalność polityków) nadal pozostaje ten sam, renowacji uległy jednak ściany i ktoś zrobił przemeblowanie (ekonomia i społeczeństwo). Po wielu latach nic niemówienia tłumy Rosjan wyszły na ulice, aby pokazać, że mają dość Putina i jego kłamstewek. Inni wyszli by zamanifestować, że Putin jest ok i chcą go na swojego prezydenta. Tym pierwszym nie ma się co im dziwić, w końcu wybory parlamentarne przypominały reżimową farsę, a nie jak się dziś określa Rosję, demokrację. Choć z tymi rządami ludu (pośrednimi oczywiście) w Federacji Rosyjskiej kruchutko, dlatego też osobiście wolę określenia "demokracja fasadowa" albo "demokracja autorytarna" - niby jest, ale tylko wtedy, kiedy to na rękę elitą rządzącym (czytaj: rządowi, prezydentowi i partii Jedna Rosja + lobbującym biznesmenom). Coś drgnęło, ludzie wyszli z domów z antyputinowskimi transparentami wykrzykując bardzo różne hasła. Jedni chcą komunizmu (boże zachowaj) albo neokomunizmu, jeszcze inni nawołują do skrajnego odcięcia się od świata. To kiepska alternatywa z punktu widzenia badacza stosunków międzynarodowych.
Czyżby zatem "liberalny" Putin (już-chyba-prezydent) był najlepszą alternatywą dla trwałości stosunków zagranicznych Mateczki Rosji? Możliwe, chyba że znajdzie się ktoś inny, kto będzie potrafił tak wytrawnie jak on łączyć bardzo wiele różnych płaszczyzn. Na przykład, zjednać sobie rubieże kraju, bo przecież Rosja to nie tylko protestujący w Moskwie i Petersburgu, to również spokojni i biedni mieszkańcy dalekowschodnich obwodów (Kamczatka, Chabarowsk czy Jakucja) dla których wszechwładny prezydent jest panaceum na marginalizację. Po drugie trzymać za twarz biznesmenów, de facto będąc jednym z nich (to samo jest w przypadku służb mundurowych i wewnętrznych). No i nie wiadomo, czy kontrkandydaci potrafią zjednać ku sobie kościół prawosławny - dziś w radiu słyszałem, że patriarchowie Rosji jednomyślnie wskazują Putina na głowę państwa, która kompetentnie wykona swoje obowiązki. Bez względu na to jak ludzie zagłosują Putin wygra, bo jak dotąd odnotowano kilka tysięcy przypadków łamania prawa wyborczego i praktyk takich jak "karuzela" (wielokrotne głosowanie tych samych osób w różnych miejscach) czy "dosypywanie głosów" (dokładanie wypełnionych kart do głosowania z zaznaczonym kandydatem). Na czas pisania tego tekstu głosy z 99,5 proc. komisji wyborczych dają Vladimirowi Putinowi 65 proc. głosów, co według prawa daje mu zwycięstwo w pierwszej turze wyborów. Opozycja naturalnie nie uznaje wyniku i zapowiada manifestacje. Quo vadis Putinie?
I druga sprawa. Tragedia kolejowa w Szczekocinach, o której nie sposób nie napisać. Pociągami podmiejskimi jeżdżę codziennie, czasami dwa lub cztery razy na dobę, dalekobieżnymi troszkę rzadziej, aczkolwiek w te wakacje praktycznie cały czas siedziałem na walizkach.W przeciwieństwie do kierowców osobówek, obsłudze maszyn elektrycznych i parowych ufam jak nikomu innemu, wiem że osoby odpowiedzialne za kierowanie ruchem oraz tymi pojazdami są do tego wyszkolone - to ich zawód a czasami nawet pasja. Może wynika to z doświadczenia, a może również z pewnych naleciałości rodzinnych, bo zarówno mój dziadek jak i ojciec poświęcili życie dla kolei (nie, nie byli maszynistami i kontrolerami biletów). "Zawinił jakiś czynnik, trudno powiedzieć jaki" stwierdził ojciec tuż po zderzeniu pociągów, teraz wiadomo, że wina leży po stronie dyżurnych ruchu, którzy nie dopełnili obowiązków narażając na utratę życia i zdrowia dziesiątki ludzi. Zawinił więc czynnik ludzki, choć z drugiej strony ten sam czynnik uczestniczył w ratowaniu osób katastrofy kolejowej, nawet w formie pomocy mieszkańców miejscowości, w której czołowo zderzyły się pociągi. Do tego dochodzi jeszcze mojego kolegi Ł., który w TVN 24 komentuje całe zdarzenie (jest znawcą transportu naziemnego). Dziś widzę flagę na mojej uczelni opuszczoną do połowy, przypomina mi to, że nigdy nie wiadomo kiedy będzie mi dane pomagać albo walczyć o życie.
Bez urazy, ale tak wyglądające drzwi to ja tylko w toaletach widywałem. I to tych publicznych, w mniej uczęszczanych częściach miasta. ;) Ale domyślam się, że dzięki temu co na nich jest i co w ich sąsiedztwie się działo, miały one niemały walor sentymentalny. Dobrze więc, że sobie fotografię na pamiątkę zrobiłeś. :)
OdpowiedzUsuń