Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

sobota, 31 grudnia 2011

Stary rok/nowy rok

     Witaj drogi czytelniku, już pewnie dawno temu zdążyłeś odnotować, że to jak często piszę jest uzależnione od wolnych chwil w moim  zabieganym życiu. Teraz złapałem czas w żagle i uznałem za słuszne, aby napisać o zakończeniu roku 2011 i minionych wydarzeniach, o początku 2012 roku i tym co dalej nas może czekać.

     Mnogość wydarzeń roku 2011 wielu obserwatorów przyprawia o zawrót głowy, do tego grona należę również ja. Nie wiem, czy we wcześniejszych latach działo się na arenie międzynarodowej i w polskiej polityce wewnętrznej (zewnętrznej też - prezydencja w RUE) aż tyle. Wszystkie wydarzenia stanowią hekatombę historyczną, która zostanie zapisana w podręcznikach szkolnych przyszłych pokoleń. Jesteśmy bowiem uczestnikami niesamowitych zmian i czasów, gdy standardowe (również nacechowane ideologią) działania nie sprawdzają się w praktyce. Osłabienie potęgi ogromnych mocarstw takich jak choćby USA sprawia, że inne państwa (przede wszystkim Chiny) rosną w siłę na każdej z płaszczyzn wielowymiarowego świata i nie można zakładać, że środek ciężkości polskiej racji stanu w polityce zagranicznej nie zmieni się z amerykanocentrycznego w chinocentryczny, jakkolwiek ta koślawa nazwa by nie brzmiała. Nawet Prezydent Rzeczpospolitej po wielu latach absencji w Kraju Środka, ponownie nawiązuje współpracę i tworzy bezcenne kontakty, które mogą zaprocentować w przyszłości. Choć "wygonienie" Azjatów z placu budowy odcinka autostrady będzie nam zapamiętane.

     Trochę bliżej, bo w Unii Europejskiej szaleje kryzys. Mijający rok to na pewno wiele bezsennych nocy dla urzędników tej międzynarodowej organizacji (i polityków u władzy na szczeblu krajowym!), której wielu decydentów z krajów członkowskich zarzuca "odbieranie demokracji" państwom z zagrody PIIGS. Jest w tym wiele racji, ale na rozwinięcie tego tematu potrzeba by co najmniej arkusza stron. To co jest pewne to fakt, że Angela Merkel i Nicolas Sarkozy pokazali swoje oblicze lidera UE "w jednym ciele", choć  tak naprawdę to Angela jest odpowiedzialna w związku za sprawy finansowe. Sam Nicolas może pogrozić palcem dla Turków (w swoim kraju), krzyknąć na Camerona, że Euroland to nie jego sprawa i oczywiście wygrać nadchodzące wybory prezydenckie. Unia im większa tym cięższa do zgrania. Co więc będzie dalej po akcesji Chorwacji? Należy pogłębiać, czy poszerzać? "Europa ojczyzn" vs "Europa narodów"? Pytanie iście tragiczne w obecnej rzeczywistości.

W Polsce, jak to u nas bywa obyczajowy i polityczno-historyczny kogel-mogel. W 2011 powstają nowe partie, które albo odnoszą spektakularny sukces w wyborach parlamentarnych (Ruch Palikota), albo są marginalizowane przez wielka porażkę (Polska Jest Najważniejsza). Jeszcze inne nie wiedzą do końca czy i jak się oderwać od ideologicznego betonu, albo zrobić "opozycję do opozycji" (patrz: Solidarna Polska). No i ostatecznie do polityki powracają stare twarze jak Leszek Miler, nasz nieśmiertelny premier, czy całe formacje, o których będzie jeszcze głośno - Zieloni 2004. Oprócz tego jak kraj długi i szeroki biegnie cienka granica podziału myśli PO/PiS, jednak jak długo i jak głęboko. Kaczyński odgrywa spektakl jednej małpy stwarzając ze swojej partii autorytarny, antyspiskowy (opcja niemiecka, kondominium, utrata suwerenności, sprzedanie Polski itp. itd.) monolit wodzowski. Oprócz tego wszyscy (prawie wszyscy?) są zadowoleni z wystąpienie Sikorskiego w Berlinie, który jako jeden z niewielu pokazał "polski pazur" - media i politycy z zagranicy to zauważyli i pochwalili. No i 11 listopada pokazał, że Polak potrafi się "dobrze bawić" nawet w tak pompatyczne święta, szkoda, że tyle wtedy było wzajemnych zarzutów, strat moralnych i materialnych. I jeszcze ci lewicowi Niemcy i prawicowi mieszkańcy byłej Jugosławii - czyje to w końcu było święto?

A już dalej, po całym świecie, przez cały rok 2011: Podział Sudanu w wyniku referendum - na mapie pojawia się kolejne państwo. Arabska Wiosna od Libii po Jemen,  władzę tracą satrapowie, którzy sprawowali swoje rządy od dekad: Ben Ali, Hosni Mubarak. Muammar Kaddafi wypada na "demokratycznych przemianach" najgorzej tracąc życie. Następuje przetasowanie skostniałych sił i pojawiające się pytania: demokracja/autorytaryzm? , liberalne rządy/rządy muzułmańskich ekstremistów? Na innym kontynencie trzęsienie ziemi, tsunami i uszkodzenia reaktorów w Fukushimie, jednak gospodarni Japończycy świetnie dali sobie radę i karnie odbudowują swoją wyspę, gospodarkę i swoje ego. A w między czasie w Grecji, Włoszech, Hiszpanii i nawet Wielkiej Brytanii strajki, protesty i burdy w związku ze zmianą socjalnego status quo i zapowiedziami dużego oszczędzania. Ludzie tych krajów chyba za bardzo przyzwyczaili się do paternalizmu państwa.
I można tak wypisywać i wypisywać, ale i tak  o wszystkim nie sposób wspomnieć, chyba że nad ową analizą pracuje cały sztab. Ja jestem jednoosobową maszyną do pisania, która rożnie działa, ale jest zdolna do pisania w swoim tempie.

A jak przedstawiał się mijający rok 2011 dla mnie? Na pewno dużo pracy, bardzo dużo napisanych artykułów, kilka pomniejszych publikacji, kampania prof. Rosatiego oceniona przez "centrale" PO jako najlepsza, survivalowy wyjazd do Paryża na koncert "System of a Down", wyjazd do Moskwy na seminarium naukowe, objęcie przewodnictwa w Kole Naukowym Młodych Dyplomatów i wprowadzenie w nim wielu zmian, ple ple ple, bla bla bla (...) No i oczywiście mniej przyjemne kwestie, takie jak śmierć mojego dziadka i pogrzeb w moje urodziny, piekła rozstania i szukania nowej drogi w życiu, śmierć mojego sędziwego kota i rozpieprzanie i naprawianie zdrowia. Rok 2011 to również okres, w którym w tak krótkim czasie odwiedziłem wiele miast: Krynica Zdrój, Starachowice, Bostów, Wrocław, Karwia, Chałupy, Kostrzyn i wiele innych. Oj działo się!

Mam więc nadzieję, że nadchodzący rok będzie równie niesamowity jak ten, który przemija. Choć chciałbym, aby nie zaskakiwał mnie przykrymi wiadomościami, no ale tego nie da się uniknąć. Do zobaczenia zatem w 2012 roku drogi czytelniku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz