"W Afryce łapie się małpy stosując piekielnie prostą metodę, która przywodzi na myśl paradoksy >>dokonywania wyboru<<; w naszej epoce globalnego konsumpcjonizmu. Do wykonanego w ziemi słupka przymocowuje się niewielkie pudełku, w którym znajduje się duży orzech. W pudełku jest mały otwór, przez który małpa może wsunąć wyciągniętą łapkę. Bez trudu dosięga orzecha, ale kiedy go złapie i zaciśnie na nim łapkę, nie zdoła już jej wyciągnąć.(...) Konsumenci to takie małpy kapitalizmu, łapiące się na tę sztuczkę. W teorii są wolni- mogą kupować lub nie-ale w sytuacji, gdy etos infantylizmu podsyca ich pragnienie, wpadają w infantylną pułapkę na małpy, z której nie potrafią się uwolnić."
(frag.) B. R. Barber "Skonsumowani. Jak rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli" str. 84-85
Nie bez przyczyny przytoczyłem sytuację małpki, która wpada w pułapkę i odniesienia tejże sytuacji do codziennego życia konsumentów. W tym wpisie zapragnąłem napisać o tym jak "ogon merda psem", czyli sytuacji, w której nie dorośli, lecz dzieci decydują jak ma zostać wydana pensja rodziców. To dzieci są mechanizmem napędowym obecnej gospodarki. To strasznie niebezpieczna sytuacja.
Problem, który poruszam może być nieco kontrowersyjny ze względu na obecne realia czasu kryzysu i mozolnego wychodzenia z niego, lecz pamiętajmy, że to własnie konsumpcja i wydawanie (o ile odbywa się w pewnych granicach) doprowadza gospodarki do wyjścia z recesji. Ba, kupowanie jest nie tylko lekarstwem na gospodarcze problemy, lecz również w ogromnej większości przypadków poprawia samopoczucie, pozwala spotkać się ze znajomymi i jest coraz częściej popularną metodą spędzania wolnego czasu. O zgrozo, powstały również koła samopomocy, które prowadza terapię zakupoholików. Na szczęście i nieszczęście w większości z tymi problemami musza walczyć obecnie (jedynie?) nasi przyjaciele zza Oceanu. Nie wiadomo jednak, kiedy westernizacja przeniesie etos zakupowicza bez rozwagi do Europy i dalej do Polski.
"Wraz z rozwojem wyspecjalizowanego przemysłu dzieci traciły na wartości. Aby zachować swoją użyteczność ekonomiczną, musiały chodzić do szkoły i uczyć się. Zamiast przysparzać rodzicom zysków, konsumowały jej dochody."
(frag.) G. Friedman "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek" str.71
To niestety cholernie trafny punkt widzenia. Dzieci nie są już "zyskownym" członkiem rodziny. Wręcz przeciwnie, są szalenie nieekonomiczne i do tego nakłaniają rodziców na kosmiczne wydatki. W latach 60 XX w. wydatki na przemysł tzw. "dziecięcy" wynosiły 4 mln $ rocznie, następnie rosły i rosły i rosły, aby (prognozując) w 2010 roku wynieść 7 mld USD ! Kupa kasy. No, ale dzieci nie zarabiają wydawanych pieniędzy. Zarabiają je ich rodzice, a w dalszej konsekwencji tego łańcucha, pieniądze rodziców trafiają we wszystkie możliwe gałęzie gospodarki, począwszy od McDonald (bo jakże by inaczej- brand stretching) przechodząc przez Walt Disney Chanel, Wall Mart i serie sklepów z meblami dla dzieci Americana a skończywszy na koncernie General Motors (tak, tak, to dzieci decydują jaki chcą mieć samochód dla swoich rodziców, wierzcie lub nie).
W Stanach Zjednoczonych dzieciaki zamiast do kina/muzeum/parku/gdziekolwiek indziej zabierane są do centrum handlowego
Kiedyś jednak było inaczej, dzieci zapytane o aspiracje życiowe (odmienne od zawodów wykonywanych przez rodziców) odpowiadały, że chcą w przyszłości zostać: policjantem, strażakiem, koszykarzem itp. Dzisiaj najmłodsi utożsamiają się z rówieśnikami z seriali telewizyjnych i gwiazd-małolatów z show biznesu (nie wychodzą w swoich aspiracjach ani krok dalej).W głowie dziecka wybucha chaos.
Naukowcy, socjolodzy behawioralni, psycholodzy, marketerzy, psychiatrzy- wszyscy oni skupiają się na dzieciach, nie zawsze po to aby pomóc im w świecie gdzie ich młode umysły są bombardowane przez reklamę, wprost przeciwnie, stają się oni "zdrowymi pedofilami", którzy dowiadują się wszystkiego o dzieciach aby jak najlepiej trafić w ich gusta. Uff...Ciągle wam mało? Buzz marketing i neuromarketing, się mogło by się wydawać, że to terminy rodem z żargonu specjalistów, lecz można je bardzo prosto wytłumaczyć. Pierwszy (PL:"marketing szeptany") oznacza przyzwolenie na zamieszczanie reklamy danego produktu w strefach, które nie powinny z załozenia być z nią związane- seriale,słuchowiska,filmy, kluby hobbystyczne, drużyny sportowe itd. Drugi termin oznacza badanie mózgu dziecka podczas oglądania reklamy, choćby przez zabieg taki jak mierzenie mrugnięć na minutę, im mniej mrugnięć tym dziecko bardziej zostało "zahipnotyzowane" przez reklamę.
Reklamy starają się wpajać również pewne wartości, postawy i wzory zachowań (socjalizacja pośrednia?). Chłopiec ma być twardy, silny i agresywny- oglądanie przemocy w TV/kinach grach wideo to "dobra sprawa"- pozwala producentom zarobić kupę kasy(nie zważając na skutki u dziecka). Dziewczynka natomiast ma się ubierać modnie, nakładać makijaż i być sexy inaczej nie zdobędzie poklasku u rówieśniczek i zostanie zepchnięta na "koleżeński margines" tych, których nie stać aby być cool.
W sklepie dzieci zachowują się irracjonalnie (dzieci z natury są irracjonalne). Podajmy prosty przykład: dziewczynka w sklepie wybierając makaron wskazuje od razu produkt z wizerunkiem słynnego, kreskówkowego bohatera Sponge Boba (zwykły makaron z serem). Zapytana dlaczego wybrała ten produkt a nie inny odpowiada "bo jest najlepszy i najsmaczniejszy". Po zadaniu kolejnego pytania- "A jadłaś go kiedykolwiek?", dziewczynka z tym samym entuzjastycznym uśmiechem odpowiada "nie, ale go kocham". Myślę ze komentarz będzie zbędny.
I coś dla tych którzy hołdują oglądaniu TV w "wolnych chwilach"- to możliwie najgorzej spędzony wolny czas (jeżeli uprawiamy tzw.skakanie po programach, bądź oglądamy co popadnie). Oglądanie telewizji przez dłuższy czas sprawia że jesteśmy wyczerpani, a wiedza jaką zdobyliśmy jest znikoma, co więcej, oglądanie bezsensownych przekazów nakłania nas do dalszego oglądania- to pewna forma narkotyzowania się tym błędnym kołem.
Na koniec pora na kilka nie najmilszych danych: 94%- o tyle w stosunku do lat ubiegłych spadł odsetek dzieci, które spędzają aktywnie czas wolny. Nie wiadomo kogo za to winić- czy rodziców i ich niedociągnięcia w wychowaniu i kontroli potomstwa, czy rynek który "zjada obywateli" (a dziećmi się delektuje), czy tez może same dzieci? Jedno jest pewne depresja, zaburzenia tożsamości, cukrzyca, nadciśnienie, nerwiza, ogromna nadwaga to nie wszystkie zaburzenia cywilizacyjne jakie znam- to te, na które zapadają dzieci do 15 roku życia. Nie przepracowani dorośli, nałogowcy, czy jednostki wyobcowane, a dzieci- przyszłość narodu. Dzieciaków, które zapadają na te wszystkie "dojrzałe" choroby jest cztery razy więcej niż w latach 60 XX stulecia. Pozostaje pytanie- co będzie dalej?
" Bez wyobraźni nie ma pragnień, bez pragnień nie ma popytu, który trzeba zaspokoić"
(frag.)W. Leach "Land of Desire: Merchants, Power and the rise of new American culture" s. 37
*Oprócz wymienionych książek informacje i inspiracje zaczerpnąłem z filmu dok. "Mali konsumenci"
Tak gdzieś mniej więcej w połowie notki wydawało mi się, że coś mi się kojarzy z dokumentem, który wczoraj wyświetliła tvn24. Stąd pewna refleksja, że niestety skutki wychowania dzieci przez telewizor wcale nie będą odległe. To się już dzieje tu i teraz. Widoczne jest to już w naszym pokoleniu. Armia ludzi 'mieć' a nie 'być'. Zabrano im dzieciństwo wpychając w klatkę czterech ścian, któremu dano najlepszego strażnika - pudełko z kolorowymi obrazkami. Pozbawieni dzieciństwa, a zarazem ciągle niedojrzali, 'wieczne dzieci'. U nas to dotyczy głównie ludzi ok.20 roku życia i niżej, wychowanych w latach 90-tych. Ale Japonia w tej chwili ma już problem z 30-latkami, którzy nie mogą, nie chcą i nie potrafią dorosnąć. Karmić się papką podawaną na wyciągnięcie ręki.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy to pokolenie mając ileś tam lat kiedyś się przebudzi. Nieprawdopodobnie wściekłe i rozgoryczone na cały świat. Tylko, że już nie będzie się przeciwko komu zwrócić. Poprzednie pokolenia zdążą już zwinąć manatki i uciec do 'lepszego świata', dając ostatnią lekcję 'odpowiedzialnego zachowania' we współczesnym świecie.
Można by tak dalej ciągnąć ten czarny obraz, dochodząc do 'Ogrodu Rozkoszy Ziemskich' Hugo Bosha, ale cały czas pojawia się w tym świecie jakiś głos 'nie!'. Nie dla produkowania odzieży z odzieranych zwłok zwierząt trzymanych w klatach tylko dla swojej śmierci, nie dla katowania koni jadących na rzeź, nie dla głupoty jaką robimy niszcząc atmosferę, glebę, wody, roślinność. To tylko kilka przykładów, z dziedzin, które mnie najbardziej bolą, wierzę, że jest ich więcej. Nawet jak jestem niepoprawną optymistką, to sądzę, że można okłamać człowieka, ale jeszcze nikomu nie dało się okłamać całej ludzkości.
i jeszcze ciekawy artykuł trochę powiązany z tematem: http://wyborcza.biz/biznes/1,101716,7636159,Boomerang_kids_potrzebuja_pomocy_rodzicow.html
OdpowiedzUsuńCo do niechęci do dorastania nazywa się to "syndrom Piotrusia Pana" myślę ze nie muszę tłumaczyć, ponadto ogromny wpływ na wszelkie zmiany związane z zachwianiem wieku, w którym przechodzi się z dzieciństwa w dorosłość ma globalizacja i wpływ wspólnych wartości, którym hołdują już nie tylko dzieci ze Stanów ale także z Chin , Peru , Polski czy którejkolwiek części globu.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, ze wali mnie jakie bedzie społeczenstwo za lat 100.Zyje tu i teraz i robię to co mnie kręci.A co do dzieci ktore decyduja o forsie rodzicow? Najlepiej ich nie miec. I problem rozwiązany.
OdpowiedzUsuń