Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

A niech to jabłko!

Rosja znowu pokazuje nam środkowy palec – wszystko przez zaangażowanie Polaków w „kwestię Ukrainy”. Najpierw został nałożony zakaz na import polskiego mięsa wieprzowego, który był wyraźnym gestem niechęci wobec objęcia rządów przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie trudno zgadnąć, że polityka jaką prowadzili Kaczyńscy, była prawdziwym cierniem w stopie Moskwy. Co prawda, nie jesteśmy państwem, którego decyzje mogą zmienić rację stanu Rosji, ale popieranie Gruzji i jawna niechęć per se wobec „Ruskich” miały swoje odzwierciedlenie w wymiarze gospodarczym i politycznym. Niechęć Putina zelżała w roku 2007, gdy premierem został Donald Tusk i przełamał impas w relacjach polsko-rosyjskich. Teraz złe emocje powracają.

Jabłka to nasz skarb narodowy, coś jak węgiel, tyle, że sadownictwo ma się znakomicie, nie truje środowiska i nie trzeba się martwić o ulgi, emerytury i inne świadczenia dla pracowników tej branży. Jesteśmy pierwszy na świecie eksporterem jabłek, drugim państwem co do wielkości wolumenu wytwarzania zagęszczanego soku jabłkowego oraz czwartym producentem tych smacznych owoców. Eksportujemy ogółem 1,2 mln ton jabłek rocznie o wartości 438 mln EUR – to bardzo duże wartości jeżeli chodzi o całokształt struktury eksportowej polskich owoców i warzyw. W 2013 wyprzedziliśmy nawet Chiny, a wiadomo, że te we wszystkim stawiają na ilość. Nieźle, prawda?

Niestety, nagle nastąpił tak zwany kleks sytuacyjny. Nasz największy odbiorca soczystych jabłuszek, czyli Rosja z 677,2 tys. ton odbioru o wartości 256,1 mln EUR (56 proc. całego eksportu!) powiedział stanowcze niet. Nie po raz pierwszy i ostatni jak mniemam. 1 sierpnia dostaliśmy bana od naszego pretendującego do miana mocarstwa i caratu sąsiada. Strona rosyjska powołuje się na naruszenie norm zawartości pestycydów (przypadki bardzo rzadkie w ogólnym obrocie z Rosją), natomiast polski rząd twierdzi, że decyzja była w całości motywowana politycznie (i to jest prawda).Kto zawinił? Ciężko stwierdzić, bo działania w kierunku Ukrainy prowadzone były na wszystkich płaszczyznach i przez różne grupy osób (od zwykłych wolontariuszy po prezydenta RP), a rosyjska niechęć wobec naszej polityki zagranicznej rosła z tygodnia na tydzień.



No i się stało, trzeba będzie się zastanawiać co zrobić z nadmiarem owoców. Minister Sawicki z chłopskiego PSL będzie szedł do Unii i prosił o rekompensatę (opcja optymistyczna). Niektórzy liczą, że akcja zapoczątkowana przez redaktora „Pulsu Biznesu” Grzegorza Nowackiego o promocji krajowej konsumpcji jabłek, otagowana #jedzjabła czy #OgryzekDlaPutina zastąpi popyt zagraniczny  (wersja naiwna). Co prawda jabłka i ich przetwory należą do bardzo zdrowych owoców i sam chętnie je jem, niestety, musielibyśmy poważnie zwiększyć nasze apetyty na ten owoc, bo żeby w istocie udało się zrekompensować 677,2 tys. ton jabłek, które trafiają do Rosji każdy Polak musiałby jeść rocznie ok. 4 kg więcej (obecnie to 14-15 kg rocznie).

Co zabawne, w przedziale 20.02.2012-19.02.2014 prowadzona była kampania informacyjno-promocyjna „Jabłka każdego dnia” skierowana do Rosjan i Ukraińców, bardzo dobrze odbierana zresztą przez grupy docelowe. Natomiast jeszcze w kwietniu minister Sawicki mówił, że eksport jabłek ma się bardzo dobrze. Chyba spotkała nas nieprzyjemna niespodzianka.

I co teraz? Po pierwsze, trzeba szukać nowych rynków zbytu (minister rolnictwa proponuje bardzo trudne rynki: Chiny, Japonię, Singapur, Wietnam i Koreę Południową :) ). Po drugie, możemy liczyć na to, że Rosyjskie służby fitosanitarne pokonają się same, bo przecież zakaz wwozu produktu wywołuje zwiększenie cen krajowych, no i brak produktu o ustalonej reputacji i jakości. Tutaj pozostaje pole do popisu dla rosyjskich konsumentów. Zresztą, embargo ma być rewidowane co jakiś czas (pierwsza rewizja za 3 miesiące). Po trzecie, rekompensata pieniężna za owoce może przyjść ze strony Unii – nie zapominajmy, że wspólnota bardzo aktywnie działa dla rolników, co widać m.in. w ponad stuprocentowym rozwoju polskiej wsi od czasu wstąpienia w 2004 roku. No i ostatecznie: jedzmy jabłka! Nie ma nic złego niż robienie komuś na złość w tak zdrowy i konstruktywny sposób. Od siebie dodam, że zagranie na nosie Putinowi poprzez jedzenie jabłek sprawia mi przyjemność.


PS. Miałem jeszcze napisać o całkowitym impasie polskiej polityki, walkach palestyńsko-izraelskich w Strefie Gazy oraz innych ważnych społecznie i politycznie tematach. Stety-niestety post zdominowały nasze soczyste jabłuszka i mam tylko nadzieję, że w tej tematyce nie wpadniemy jak jabłko w kompot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz