Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Mieć iskry

Podobno nawet pasikoniki mają sny, tylko nikt do końca nie zbadał o czym tak naprawdę śnią. Zwierzęta podobnie jak ludzie żyją po to, aby wydać na świat potomstwo, zdobyć pozycję w stadzie, bądź tworzyć zorganizowane i podzielone na role społeczeństwo. To co dzieli nas i zwierzęta to fakt, że światem zwierząt rządzą jakieś reguły, harmonia. Ludzie żyją w chaosie i do prawdy nie potrafią współpracować.

Chyba będę musiał porzucić Gałczyńskiego. W jego wierszach za dużo jest czegoś, co sprawia, że ciężko mi jest wypracować pozytywną wizję. Nie wiem jak dalej będzie biec ochoczo w gonitwie życia. Nie wiem już chyba jak

Załatwiać proste sprawy
Angażować się we wszystko
Pisać, czytać i tworzyć
Aranżować wolny czas
Mieć chwile by być
I
Etycznie oceniać świat
Troszczyć się o następne dni
Aktywnie żyć
Jeść to co na dłoni przynosi mi los

Mieć iskry 
Nie myśleć o końcu dnia
I jeszcze powrócić do przeczytanych książek
Edgara Alana Poe

To jest tak, jakby otrzymywać co jakiś czas depeszę z odpowiedziami na pytania, których jeszcze nie zdążyłem zadać. Mimowolnie Powracać do wspomnień, które powinny wyblaknąć, w których nie powinienem odnajdywać już siebie. Dostaje sprzeczne sygnały i ciągle nie wiem jak poskładać to wszystko w jedną całość drogi czytelniku. Moje wnętrze wysyła sygnały do kończyn, które przestają reagować. 

Po raz kolejny nadciąga ciężki czas i losy już nie są w moich rękach. Mogę tylko czekać i czekać.

Chyba będę musiał porzucić Gałczyńskiego.









wtorek, 19 sierpnia 2014

Czarno-biali

Rasizm: Teoria głosząca, że istnieje związek przyczynowy pomiędzy cechami fizycznymi (somatycznymi, np. budowa ciała, kolor skóry, kształt głowy) a pewnymi cechami psychicznymi (np. cechami intelektu, osobowości), co oznacza, że pewne rasy dominują nad innymi, i jako bardziej pełnowartościowe są przeznaczone do panowania nad rasami niższymi.
A. Antoszewski, A. R. Herbut (red.), Leksykon politologii, Wrocław 2002, s. 373 

Problem zbrodni, konfliktów i dysonansów związanych z rasą wcale nie upadł ostatecznie po rozpadzie i rozliczeniu konstruktorów i sterników III Rzeszy, zakończeniu apartheidu w Afryce, czy wygranej walce o wolności dla czarnoskórych, której impetu nadał Martin Luter King. Codziennie kolor skóry i pochodzenie sprawia, że giną ludzie, wybuchają zamieszki, a ogromne grupy społeczne żyją w niepokoju. I niestety nie jest tak jak śpiewał Michael Jackson It doesen't matter If you're Black or White.

Nawiązuje tym postem bezpośrednio do dwóch rzeczy. Pierwszą z nich jest radykalizacja nastrojów w Polsce wywołana wieloma czynnikami, natomiast drugą, zastrzelenie Michaela Browna 9 sierpnia 2014 w mieście Ferguson (Missouri). 

Na naszym poletku nigdy nie było drastycznych walk, których podłożem była rasa. Co prawda, zdarzały się w przeszłości większe incydenty antysemickie w wykonaniu samych Polaków, jednak nie miało to takiej skali jak w Afryce czy Stanach Zjednoczonych. W Polsce nienawiść rasowa (część składowa hate crime) ma postać, nazwijmy ją "drobinową". Wynika to z faktu, że w całym kraju znajdują się grupy lub jednostki, które swoją postawą, zachowaniem i słowami wyrażają niechęć wobec reprezentantów innej rasy. Działalność tych osób jest co prawda marginalna, ale gdy "drobiny" się zbierają potrafią wyrządzić na prawdę wiele krzywd, i to nie koneicznie fizycznych. Te "drobiny" to środowiska skinheadów, którzy nierzadko mają powiązania z organizacjami "politycznymi" takimi jak ONR, RN, czy inne. No i z tego co można wyczytać w gazetach i obejrzeć w telewizji, jeżeli chodzi o Polskę, czasami drobinki są w wielu z nas.

Dyskryminacja rasowa, której doświadczają inni ludzie może mieć charakter pośredni lub bezpośredni. Pierwszy oznaczać może jawne działania niechęci wobec osoby z innym kolorem skóry (pobicia, szykanowanie, zastraszanie, poniżanie itd.), natomiast drugi jest bardziej "popularny", bo przejawia się w postawach i zawarty jest w wypowiedziach danej społeczności. 


pobity Christian, łódzki klub "Czekolada"
Ostatnio w Polsce głośny był przypadek pobicia Christiana, czarnoskórego studenta akademii medycznej w Łodzi. Wszystko miało miejsce w klubie, gdzie incydent spotkał się z brakiem reakcji ochrony (stwierdzenie: "nie chronimy małp"). Więcej na ten temat drogi czytelniku możesz przeczytać na portalu natemat.pl. To niestety jeden z wielu przypadków w naszym pięknym, otwartym kraju. Takie sceny (oraz te, dotyczące innych mniejszości) mogą stać się codziennością, gdy będziemy biernie obserwować wydarzenia, dawać przyzwolenie na rozwój organizacji "drobin", a władza zostanie przejęta na szczeblu lokalnym i ogólnokrajowym przez środowiska ksenofobiczno-katolicko-narodowe. Chyba wiadomo o jakich ugrupowaniach tutaj piszę. 

A co tam w Ameryce? Za Wielką Wodą nigdy nie było spokojnie jeżeli chodzi o tematy Black and White. Powstało na ten temat mnóstwo współczesnych ekranizacji ("Miasto Gniewu", "Fanatyk", "American History - X" itd.) oraz wiele książek (moja ulubiona to"Zabić Drozda" Harper Lee). Nie da się przecież ostatecznie rozwiązać konfliktów w państwie gdzie panuje tak wielka różnorodność kulturowa. Sprawa Michaela Browna zastrzelonego 10 dni temu przez policjanta dolała oliwy do ognia w Ferguson, mieście, gdzie czarni stanowią 65 proc. ludności, a w policji jedynie 6 proc. to Afroamerykanie. Dysproporcje nawet laikowi pozwalają stwierdzić, że coś tu nie gra. 



18-latek został postrzelony 6 razy przez policjanta. 2 kule przeszły na wylot, dwie trafiły w głowę. Nastolatek nie atakował policjanta i miał podniesione ręce (jak podają raporty i relacje świadków). To wywołało uśpione demony, które powracają, gdy biały policjant zabija czarnoskórego dzieciaka. Media też miały tutaj swój klocuszek, bo przedstawiły Browna w nie najlepszym świetle publikując jego "gangsterskie" zdjęcia. Czarnoskórzy ze Stanów ruszyli z odsieczą i w ramach akcji #‎IfTheyGunnedMeDown‬ publikowali swoje zdjęcia w wersji normalnej i bardziej frywolnej - tak żeby zagrać na nosie mainstreamowym mediom.





A tutaj sam Michale Brown w dwóch "ujęciach"


Ferguson zawrzało i w chwili pisania tego posta nadal jest tam bardzo niebezpiecznie. Dla przybliżenia chronologii przedstawiam,  jak przebiegały wydarzenia od czasu incydentu (wiadomości pochodzą z portalu www.bbc.com):

  • 9 sierpnia: Michael Brown zastrzelony po sprzeczce przez oficera policji Darrena Wilsona
  • 10 sierpnia: po czuwaniu nad świecami dla uczczenia Browna  na ulicach Ferguson rozpoczynają się niepokoje, zbite są szyby samochodów, a sklepy są rabowane
  • 11 sierpnia: FBI rozpoczyna śledztwo w sprawie zabójstwa nastolatka. Napięcie rośnie w godzinach wieczornych, policja używa gazu łzawiącego i gumowych pocisków
  • 15 sierpnia: policja wypuszcza nagranie video, które ma rzekomo pokazać 18-latka okradającego sklep spożywczy. Eskalacja starć z policją.
  • 16 sierpnia: władze stanu Missouri ogłasza stan wyjątkowy i godzinę policyjną w Ferguson
  • 17 sierpnia: gubernator stanu wzywa Gwardię Narodową do zaprowadzenia porządku 
  • 18 sierpnia: niezależne pośmiertne badania potwierdzają, że Michael Brown został postrzelony sześć razy, w tym dwa razy w głowę

Ciężko będzie zatem o spokój w USA. Raz wypuszczone demony nie tak łatwo zagonić później do piekła. Taka sytuacja mogła mieć miejsce w różnych częściach świata, lecz w tamtym regionie prawdopodobieństwo eskalacji napięć na tle rasowym jest wzmożone. Co do Polski, też mam pewne obawy. Co możesz zrobić ty, drogi czytelniku? Przede wszystkim reaguj! Zawsze, gdy będziemy świadkami jakiejkolwiek przemocy (a w szczególności na tle rasowym) nie bójmy się włączyć i doprowadzić do rozwiązania. Bo przecież brak działania to ciągle nietolerancja. Act & react.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Och Kapitanie, mój Kapitanie, co dalej?

Nie wiem, jak to się stało, chyba zwyczajnie przegapiam wiele rzeczy. Nie śledzę amerykańskich portali poświęconych gwiazdom kina i muzyki, ani bulwarówek, które w gąszczu chłamu przesyłają czasami chwytne i ważne informacje. Dlatego, nigdy nie wiem co się dzieje z ludźmi ze srebrnego ekranu przed tym zanim odejdą. Zawsze pojawia się w mojej głowie pytanie post factum, dlaczego nie interesowało mnie to wszystko wcześniej. Co innego natomiast, jeżeli chodzi wiadomości z areny międzynarodowej - je chłonę, analizuje i weryfikuje, staram się być "przed" niektórymi wydarzeniami. Mieląc w głowie to wszystko po prostu nie dowierzam ile może być w przywódcach, decydentach, a nawet samych ludziach cynizmu, naiwności i głupoty. It's mad world.

Kiedy na jakimś z portali widzę czarno białe zdjęcie Robina Williamsa, już wiem o co chodzi. Odchodzi człowiek wybitny lecz zagubiony. Jest mi bardzo smutno i przykro, a bardzo rzadko doświadczam takich uczuć przy śmierci kogoś ze świata gwiazd. Pod wieczór o śmierci aktora mówią już wszystkie media na całym świecie - "najprawdopodobniej popełnił samobójstwo"; "cierpiał na głęboką depresję"; "miał problem z alkoholem i narkotykami". Dalej już tylko dziesiątki wspominek, wypowiedzi innych aktorów, zdjęć zmarłego i jego najsławniejszych cytatów. 


Nie ukrywam, że w ogromnej mierze moja historia została ukształtowana przez "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", a John Keating, Kapitan, ośmielił mnie do pisania i czytania bez kompleksów, ale z krytyką wobec siebie. Najlepsze co możemy teraz zrobić to pamiętać o Robinie Williamsie, aktorze, którego role nie zdradzały ogromnych problemów, przez które przechodził, człowiekowi nadający dziełom kinematografii smaku i stylu. 

Williams w istocie stał się legendą. Filmy, w których występował dostawały niesamowitego kopa, czasami tylko i wyłącznie ze względu na jego obecność. Williams to moje dzieciństwo i dorastanie, kultowe "Jumanji", , zabawny "Pani Doubtfire" czy skomplikowana "Bezsenność" na trwale wypaliły mi się w podświadomości. Najbardziej poruszył mnie jednak film z Williamsem pt. "Między niebem a piekłem" - dzieło wybitne, możliwe, że pokazujące prawdziwe oblicze aktora. Polecam ten film każdemu, kto cenił Williamsa. Możliwe, że jest on teraz właśnie między niebem a piekłem.

"Między niebem a piekłem"

Będzie mi ciebie brakowało Kapitanie.

*

Śledzę Putina. Nie bezpośrednio, bo dorwaliby mnie odpowiedni ludzie. Śledzę go za to bezpieczniej, bo pośrednio, przez media i analizy. Widzę w tym człowieku ogromne ambicje i rozdmuchane ego - obie te cechy przyjmowane są przez samych Rosjan (także tych w Ukrainie) z wielkim entuzjazmem. Poparcie dla polityka z aspiracjami cara wynosi już według Centrum Analitycznego Jurija Lewady 87 proc. Nieźle, tylko pogratulować, przynajmniej wewnątrz państwa legitymizacja władzy prezydenta jest solidna

W tym temacie warto zwrócić uwagę, że w działaniach rosyjskich decydentów sporo jest zakłamywania historii i stanu rzeczywistego. Zabieg stosowany w kraju Puszkina  nie od dziś. Powiem ci drogi czytelniku, że sam tego doświadczyłem odwiedzając kilka lat temu muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej lat 1941-1945 w Moskwie. Tyle tam było nieścisłości faktów i kolorowania udziału ZSRR w działaniach wojennych, że głowa mała. Dość łatwo można manipulować faktami, gdy ma się takie poparcie, niechęć ze strony wielu państw szeroko pojmowanego Zachodu i rozbujane ambicje. Tak jest w przypadku gabinetu Putina. Polityka zwalania wszystkiego na Stany Zjednoczone i Ukraińców, którzy mają być rzekomo narodem stricte nacjonalistycznym, jest na rękę Władimirowi Putinowi, bo umacnia jego działania w polityce wewnętrznej. Inaczej jest jedna poza granicami, gdzie nikt takich informacji nie kupuje. 


Uważam, że przez swoje postępowanie Federacja Rosyjska dostanie po łapach na każdej płaszczyźnie. Putin najbardziej odczuje swoje działania w gospodarce - nałożone embarga (na Rosję i przez Rosję) sprawią, że gospodarka się zwinie i nie będzie dało się zaspokoić popytu krajowego importem z "alternatywnych źródeł". Brak polskich warzyw i owoców na rosyjskim rynku może okazać się krokiem pochopnym ze strony decydentów na Kremlu. Warto jednak zauważyć, że Europa także potrzebuje Rosji, stąd wynika asekuranckie (Appeasment 2.0?) podejście wielu państw Europy, szczególnie Francji oraz Niemiec, które prowadzili i prowadzą intratne interesy z Federacją Rosyjską. 

Fot. PAVEL GOLOVKIN/AP
No i jeszcze konwój z pomocą humanitarną. To już chyba szczyt cynizmu albo czego innego, czego sam nie potrafię  określić. Oczywiście nie jest to akt współczucia i życzliwości ze strony prezydenta Putina, a przemyślane działanie. Atak na taki konwój może dać władcy Rosji pretekst do rozpoczęcia działań militarnych na szeroką skalę, po drugie, nie wiadomo do końca co znajduje się w białych furgonetkach. Może być tak, jak mówił jeden z ukraińskich polityków - Русский Троянський кінь (rosyjski koń trojański) wypełniony sprzętem wojskowym, a może nawet żołnierzami. Kto wie co siedzi w głowie Putina. Wszystko okaże się już niebawem, gdy kordon rosyjskiej pomocy humanitarnej dotrze do granicy, na której najsilniej trzymają się prorosyjskie bojówki. Zimnowojenne działania (vol. 2) trwają w najlepsze, zobaczymy co z nich wyniknie.

Na sam koniec filmik z osobliwego spektaklu na Krymie - nazwa nagrania mówi chyba sama za siebie.


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

A niech to jabłko!

Rosja znowu pokazuje nam środkowy palec – wszystko przez zaangażowanie Polaków w „kwestię Ukrainy”. Najpierw został nałożony zakaz na import polskiego mięsa wieprzowego, który był wyraźnym gestem niechęci wobec objęcia rządów przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie trudno zgadnąć, że polityka jaką prowadzili Kaczyńscy, była prawdziwym cierniem w stopie Moskwy. Co prawda, nie jesteśmy państwem, którego decyzje mogą zmienić rację stanu Rosji, ale popieranie Gruzji i jawna niechęć per se wobec „Ruskich” miały swoje odzwierciedlenie w wymiarze gospodarczym i politycznym. Niechęć Putina zelżała w roku 2007, gdy premierem został Donald Tusk i przełamał impas w relacjach polsko-rosyjskich. Teraz złe emocje powracają.

Jabłka to nasz skarb narodowy, coś jak węgiel, tyle, że sadownictwo ma się znakomicie, nie truje środowiska i nie trzeba się martwić o ulgi, emerytury i inne świadczenia dla pracowników tej branży. Jesteśmy pierwszy na świecie eksporterem jabłek, drugim państwem co do wielkości wolumenu wytwarzania zagęszczanego soku jabłkowego oraz czwartym producentem tych smacznych owoców. Eksportujemy ogółem 1,2 mln ton jabłek rocznie o wartości 438 mln EUR – to bardzo duże wartości jeżeli chodzi o całokształt struktury eksportowej polskich owoców i warzyw. W 2013 wyprzedziliśmy nawet Chiny, a wiadomo, że te we wszystkim stawiają na ilość. Nieźle, prawda?

Niestety, nagle nastąpił tak zwany kleks sytuacyjny. Nasz największy odbiorca soczystych jabłuszek, czyli Rosja z 677,2 tys. ton odbioru o wartości 256,1 mln EUR (56 proc. całego eksportu!) powiedział stanowcze niet. Nie po raz pierwszy i ostatni jak mniemam. 1 sierpnia dostaliśmy bana od naszego pretendującego do miana mocarstwa i caratu sąsiada. Strona rosyjska powołuje się na naruszenie norm zawartości pestycydów (przypadki bardzo rzadkie w ogólnym obrocie z Rosją), natomiast polski rząd twierdzi, że decyzja była w całości motywowana politycznie (i to jest prawda).Kto zawinił? Ciężko stwierdzić, bo działania w kierunku Ukrainy prowadzone były na wszystkich płaszczyznach i przez różne grupy osób (od zwykłych wolontariuszy po prezydenta RP), a rosyjska niechęć wobec naszej polityki zagranicznej rosła z tygodnia na tydzień.



No i się stało, trzeba będzie się zastanawiać co zrobić z nadmiarem owoców. Minister Sawicki z chłopskiego PSL będzie szedł do Unii i prosił o rekompensatę (opcja optymistyczna). Niektórzy liczą, że akcja zapoczątkowana przez redaktora „Pulsu Biznesu” Grzegorza Nowackiego o promocji krajowej konsumpcji jabłek, otagowana #jedzjabła czy #OgryzekDlaPutina zastąpi popyt zagraniczny  (wersja naiwna). Co prawda jabłka i ich przetwory należą do bardzo zdrowych owoców i sam chętnie je jem, niestety, musielibyśmy poważnie zwiększyć nasze apetyty na ten owoc, bo żeby w istocie udało się zrekompensować 677,2 tys. ton jabłek, które trafiają do Rosji każdy Polak musiałby jeść rocznie ok. 4 kg więcej (obecnie to 14-15 kg rocznie).

Co zabawne, w przedziale 20.02.2012-19.02.2014 prowadzona była kampania informacyjno-promocyjna „Jabłka każdego dnia” skierowana do Rosjan i Ukraińców, bardzo dobrze odbierana zresztą przez grupy docelowe. Natomiast jeszcze w kwietniu minister Sawicki mówił, że eksport jabłek ma się bardzo dobrze. Chyba spotkała nas nieprzyjemna niespodzianka.

I co teraz? Po pierwsze, trzeba szukać nowych rynków zbytu (minister rolnictwa proponuje bardzo trudne rynki: Chiny, Japonię, Singapur, Wietnam i Koreę Południową :) ). Po drugie, możemy liczyć na to, że Rosyjskie służby fitosanitarne pokonają się same, bo przecież zakaz wwozu produktu wywołuje zwiększenie cen krajowych, no i brak produktu o ustalonej reputacji i jakości. Tutaj pozostaje pole do popisu dla rosyjskich konsumentów. Zresztą, embargo ma być rewidowane co jakiś czas (pierwsza rewizja za 3 miesiące). Po trzecie, rekompensata pieniężna za owoce może przyjść ze strony Unii – nie zapominajmy, że wspólnota bardzo aktywnie działa dla rolników, co widać m.in. w ponad stuprocentowym rozwoju polskiej wsi od czasu wstąpienia w 2004 roku. No i ostatecznie: jedzmy jabłka! Nie ma nic złego niż robienie komuś na złość w tak zdrowy i konstruktywny sposób. Od siebie dodam, że zagranie na nosie Putinowi poprzez jedzenie jabłek sprawia mi przyjemność.


PS. Miałem jeszcze napisać o całkowitym impasie polskiej polityki, walkach palestyńsko-izraelskich w Strefie Gazy oraz innych ważnych społecznie i politycznie tematach. Stety-niestety post zdominowały nasze soczyste jabłuszka i mam tylko nadzieję, że w tej tematyce nie wpadniemy jak jabłko w kompot.