On/a
Without her, we are lifeless satellites drifting
Reflection, Tool
W autobusie, którym jechał Adam
było gorąco. Tak parno, jak czasami bywa przed burzą. Żadnego wiatru, nawet
lekkiego zefira, który dawałby uczucie ulgi w nieznośnej lepkości dnia. Opuchnięta
twarz chłopaka pulsowała tępym bólem i nie dawała zapomnieć o nieprzyjemnych
regionalizmach panujących w mieście. Jednak zarówno upał, ból twarzy oraz
nieświeże ubrania („Bruno już chyba nie będzie chciał tego podkoszulka”)
wydawały się nie mieć w tej chwili jakiegokolwiek znaczenia. Ona stała kilka
kroków od niego, ubrana w lekką czarną sukienkę, jej ryże włosy opadały na
ramiona, a twarz wyrażała ni mniej ni więcej, jak bezgraniczne zdziwienie.
Adam podniósł się z siedzenia i wolnym
krokiem posuwał się do miejsca, gdzie stała. W głowie chłopaka panowała wojna
myśli, nogi zrobiły się jak z waty, emocje utraciły swój opisywalny wymiar.
Ludzie podczas audiencji u papieża muszą być mniej zdenerwowani niż Adam w kontakcie
z istotą, która sprawiła, że dwa razy zmienił się jego świat – pierwszy raz w
niebo, a następnym razem w otchłań. Żeby nie upaść musiał trzymać się
metalowych rurek zamontowanych w autobusie.
Szedł bardzo powoli, nie wiedział
do końca co powinien zrobić. A może nie powinien robić nic, udając, że jej nie
poznał lub nie zauważył. Wewnętrznie czuł, że ją kocha, że jej nienawidzi, że
tęskni i równocześnie nie chce jej już nigdy widzieć. Każdy krok w jej stronę
trwał lata, czas zwolnił. W głowie na nowo odżyły wspomnienia z czasów, gdy
byli razem. Wszystko w autobusie zniknęło i ucichło.
Zatracając się w nierealności, Adam
przypominał sobie, jak ona go przytula, jak on ją całuje w szyję, idą gdzieś
razem. Ścieżka nieopodal parku, śmieją się, wpadają rozgrzani i pełni życia do
jej pokoju. Rozbierają się w pośpiechu, kochają namiętnie. On dochodzi w niej,
a ona szepta mu na ucho, że jest cudownie. Urywki z życia, zdjęcia przeszłości zakodowane
w mózgu, które nigdy nie wyblakną i nie zostaną skasowane. Nagle, na samą myśl
wspomnień, powraca ogromny, pierwotny ból, bo przecież później już jej nie
było. Odeszła zabierając ze sobą ciepło, gwiazdy oraz normalne życie chłopaka.
- Adam?! – wyrzuciła z siebie ze
zdumieniem pomieszanym z zakłopotaniem – co ty tutaj robisz? Co ci się stało w
twarz?
Adam zupełnie zapomniał o tym-co-się-stało,
bo dla niego liczyło się tu i teraz. Otworzył usta, chciał powiedzieć, że ją
kocha, żeby dała mu szanse, ze się zmienił. Jednak wybrał inaczej.
- Spotkanie… spotkanie osób
takich jak ty jest nieskończenie trudne, ponieważ nie jesteśmy już tacy sami w
chwili kiedy ostatni raz się widzieliśmy – powiedział chłopak, a jego głos
brzmiał pusto.
- Trudne? – zrobiła zdziwioną
minę – przecież to TY ostatnio rozłączyłeś się, kiedy powiedziałam Ci, że
wyjeżdżam z miasta i żebyś postarał się wszystko jakoś ogarnąć. Czy ty naprawdę
nie potrafisz zapanować nad swoim życiem?
Adam przypomniał sobie jak kilka
miesięcy temu w złości wywołanej rozmową z nią rozwala telefon o chodnik.
Trzeba było ją widzieć, żeby
zrozumieć to, co czuł Adam. Jej rude włosy z każdym ruchem wykonywały własny
taniec, który mógł być widoczny tylko dla tego, kto patrzył na nią całą. Czarna
sukienka w upale pojazdu powoli zaczęła przywierać do jej ciała. Nogi miała
gładkie i zgrabne. Idealna kompozycja. Gdzie jechała tak ubrana?
Adam nie mógł powiedzieć
wszystkiego, co miał w głowie. Ostatnich kilkanaście godzin przypominało
karnawał obłędu, a teraz chłopak był na skraju „tego wszystkiego”. Wciągnął
powietrze do płuc przeczesał włosy ręką i powiedział.
- Wysłuchaj mnie – rzekł patrząc
jej prosto w oczy – zastanawiam się kiedy to wszystko się skończy, albo zacznie
na poważnie. Czuję wewnętrznie, że chaos i zła aura mnie nie opuszczają.
Ludzie w autobusie zerkali kątem
oka na tą niecodzienną scenę, w której jakiś chłystek poważnie przemawia do
pięknej dziewczyny.
- To chyba jakieś popieprzone fatum –
kontynuował – może po prostu niektórzy nie mogą być szczęśliwi, może to właśnie
ja jestem jednym z nich? Myślę, że rachunek sumienia będę mógł zrobić dopiero
przed śmiercią, to będzie właściwy czas. Od dawna zastanawiam się nad prostymi
rzeczami, które dla innych są częścią codzienności, czymś niezasługującym na
uwagę. Ja myślę i czuję inaczej. Wszystko ma swój cel i czas. Nigdy bym nie
pomyślał, że zobaczę cię jeszcze kiedykolwiek, gdziekolwiek indziej niż w
nawiedzających mnie snach. Nic nie istnieje bez przyczyny i nic nie przestaje funkcjonować
bez wpływu na otoczenie. Wiesz o tym, prawda?
- O czym ty mówisz? – powiedziała
odsuwając się kilka centymetrów.
- Mówię o nieskończoności
przypadku, który kieruje naszym życiem. Kilkanaście godzin wcześniej uciekałem
przed policją, później byłem w jakimś popieprzonym akademiku, nie dałem się
zlać nawalonym karkom, poznałem ciekawą osobę, a jak czekałem na autobus jacyś
dresiarze spuścili mi wpierdol. A teraz spotykam Ciebie. Ot tak, przypadkiem!
- Adam, dobrze się czujesz? –
zapytała, aby mieć spokój sumienia, że w ogóle to zrobiła.
- Czuje się świetnie – powiedział
chłopak i popatrzył przez okno – nie można już decydować za siebie, mamy przed
sobą świat i bariery, których nie potrafimy do końca zrozumieć. Nie ma już prostych
odpowiedzi i prostych pytań. Do końca życia będę się zastanawiał czy to, co
zrobiłem kiedyś ma teraz sens. Mogłem się na ciebie rzucić…
- Broniłabym się – powiedziała matowo
dziewczyna – no i co by ci to dało?
- Nie wiem. Nie wiem też czy
postępuję tak, jakbym tego chciał, ale muszę Ci wszystko powiedzieć – Adam
otarł pot z czoła – Kto jest wielki i szlachetny? Ten kto dużo posiada i dużo
daje, czy ten kto nie ma nic a oddałby wszystko?
- W ogóle co za pytanie? Oczywiście,
że ten drugi, ale nie rób już z siebie męczennika, przecież dobrze wiesz jak
było – powiedziała poprawiając ramiączko od czarnej sukienki – myślisz, że
oddałbyś dla mnie wszystko? A gdzie byłeś, gdy cię potrzebowałam?
- Zawsze byłem niedaleko. Jak się
pozmieniało, myślałem, że jestem potworem, że nie potrafię żyć tak jak inni, sądziłem,
że myślałem fiutem, ale w ostatnim czasie przekonałem się, że poziom zła na tym
świecie potrafi mnie zaskoczyć. Zawsze wierzyłem w ludzie, wierzyłem w ciebie,
niektórzy wierzyli nawet we mnie. Choć w smutku pozostajemy sami, tak jak w
idealnej wolności. Kurwa, to dopiero głupie.
Wszyscy w autobusie patrzyli się
na Adama. Chłopak w jeansowej kurtce i czarnych spodniach siedzący na końcu
pojazdu wyjął z uszu słuchawki, starsza kobieta ubrana elegancko odłożyła
gazetę i poprawiła okulary, żeby lepiej widzieć to, co się dzieje.
- To nie jest głupie – odparła
dziewczyna i popatrzyła na przemijające za oknem krajobrazy miasta – w życiu
trzeba wybierać. Ja wybrałam, ty wybrałeś. Wiesz jak jest.
- Nie mam pojęcia jak jest i jak
będzie – powiedział Adam ze złością – jak przychodzi co do czego, to
pozostajemy sami. To prawda, trzeba dokonywać wyborów, ale jeżeli ciągle stoi
się przed otchłanią przeszłości to nie takie proste. Każda rzecz, którą zrobimy
i której nie zrobimy wpłynie na otaczający nas świat.
Głos chłopaka załamał się na chwilę.
- Były dziesiątki sytuacji, w
których zabrakło prostych gestów, aby wszystko było inaczej, żeby życie było
lepsze. To takie dziwne. Czytałaś „Wielkiego Gatsby’ego”?
- Nie… – dziewczyna nie
spodziewała się takiego pytania od kogoś, kto wygłasza właśnie tak ważne wyznania.
- Ja też nie – powiedział chłopak
– ale oglądałem film. Główny bohater „Gatsby’ego” ciągle wierzy, że można sprawić,
że błędy przeszłości da się naprawić, a sytuacja może przybrać zupełnie inny
obrót. Też w to wierzę, tak bardzo, że czasami nie potrafię odróżnić złudzeń od
realu. Wiele osób myśli, że nie jestem wiele wart. Bo nie przeżyłem tego co oni,
bo nie przetrwałem kataklizmu, bo nie zaznałem cierpienia fizycznego, bo nie
umarłem za ideały. Może to prawda, ale gdyby wziąć inne standardy, to w swoim
wieku uchodziłbym za osobę bardzo doświadczoną.
Tutaj Adam przerwał i zdał sobie sprawę,
że słuchają go wszyscy, nawet robol we flanelowej koszuli, który odwrócił
wzrok, gdy chłopak na niego popatrzył.
- Kontynuuj młody człowieku –
powiedziała starsza kobieta spokojnym tonem – kontynuuj i nie zwracaj na nas
uwagi.
- A więc, gdyby przyjąć inne
standardy – zaczął znowu Adam i patrzył już tylko na rudowłosą dziewczynę –
byłbym człowiekiem bogatym w smutek. Przez miłość do ciebie, którą straciłem. Już
dawno powinno mnie tu nie być, choć kocham życie. Zawsze pojawia się coś, co
odbiera mi chęci i apetyt na więcej, że nie mogę normalnie myśleć i
funkcjonować.
- Adam – powiedziała cicho – czy ciągle myślisz, że to
wszystko przeze mnie?
- Teraz to już nie ma znaczenia. Jesteśmy
wpisani w swoje losy. Nie możemy się cofnąć w czasie, wymazać nazw państw i
kontynentów, zapomnieć języka i od początku tworzyć rzeczywistości. Wszystko
już się stało.
Tutaj przerwał i podszedł do
poręczy, której się trzymała. Adam poczuł się bardzo źle. Wszystko czego
doświadczył przez dwa dni zdawało się przybierać wewnątrz rakowatą formę. Musiał
się złapać rurki. Tej samej, której trzymała się ona.
- Usiądź – powiedziała
stanowczo przysuwając się jeszcze bliżej.
- Nie, daj mi skończyć –
odpowiedział – Od dłuższego czasu dziwnie
się czuję. Tak, jakby ktoś ciągle mnie oszukiwał, dając poczucie stabilności i
nadzieję, że potrafimy tworzyć zamiast niszczyć. Jestem opuszczony i
rozczarowany wszystkim i wszystkimi. No może za wyjątkiem Bruna. Może miałem
pecha i nie poznałem właściwych ludzi lub dokonałem złych wyborów. Może, bo nie
jestem tego w stanie stwierdzić do końca. Niczego już kurwa nie jestem pewien
do końca. To chyba ostatnia rzecz, o której jestem prawdziwie przekonany.
- Adam siadaj strasznie
wyglądasz, leci Ci krew z nosa! – powiedziała rudowłosa dziewczyna i zrobiła
przerażoną minę na widok tego co zaczęło się dziać z jej byłym chłopakiem.
Adam tylko otarł cieknącą krew i
powrócił do tego co mówił.
- Gdy cię straciłem i gdy tracę
cię w snach zaczynam odczuwać każdy drobny szczegół z czasów, kiedy byliśmy razem.
Dostrzegam drobiazgi, na które nie zwracałem nigdy uwagi. W głowie mimo woli
pojawiają mi się obrazy z tego co już było. To one tworzą wizerunek osoby,
która uświadamia mi, jak bardzo za tobą tęsknię. Bo wiem na prawdę, że
straciłem wszystko.
- A może to ty się oszukujesz i
tworzysz sobie w głowie idealny obraz. Nie zawsze jest idealnie. Siadaj
wreszcie, bo zaraz naprawdę umrzesz – skomentowała dziewczyna – czy ma ktoś z
państwa chusteczkę, bo kolega krwawi?
Zanim dostała odpowiedź autobus
się zatrzymał. Adam zauważył, że to przystanek przy parku. Musiał zebrać
wszystkie swoje psychiczne i fizyczne siły, żeby wysiąść. Wiedział, że nie ma
już czego ratować. Trzeba było oderwać się od niej po raz kolejny i możliwe, że
ostatni.
- Idę – powiedział i wyszedł z
autobusu, mijając ją o kilka centymetrów, czując jej perfumy i zapach włosów. Wzrokiem
odprowadzali go wszyscy pasażerowie, którzy nigdy nie spodziewaliby się, że z
rana w autobusie można być świadkiem takiej telenoweli. Niektórzy trzymali w
rękach pojedyncze chusteczki, których nie zdążyli dać chłopakowi.
Adam! – krzyknęła.
Chłopak odwrócił się. Drzwi
powoli się zamykały. Park pachniał niesamowicie tego dnia. Kilkaset metrów
dalej rozmawiała jakaś para.
Adam – powiedziała jego utracona
miłość– poczekaj, wszystko mogło być inaczej, gdybyś tylko
Epilog
(niech piosenka leci w tle)
Bruno biegł co sił w nogach. Jego
głowa, tak samo jak głowa Adama, przyjęła ostatnimi czasy zbyt wiele uderzeń i
ciężko było się skoncentrować na szczegółach rzeczywistości.
- Może jeszcze gdzieś tu jest! –
myślał pospiesznie chłopak - może ją znajdę.
- Patrz jak biegnie nasz gruby
Bruno – Kciuk wychylił się z okna pokoju w akademiku i podążał wzrokiem za
pędzącym sąsiadem – nie wiedziałem, że z takim guzem na głowie będzie w ogóle
chodził, a ty proszę - biegnie jak gepard!
- Dobrze, że przynajmniej zabrał
ręcznik – chichotał Lolo – jego narzeczona mogłaby się przestraszyć wielkości
jego ptaszka.
Bruno jedną ręką podtrzymywał
ręcznik, a druga przecierał zamglone oczy. Biegł znanymi mu uliczkami, mijał
znajome słupy i drzewa.
- Gdzie mogła pójść, gdzie mogła
pójść… – zachodził w głowę Bruno – myśl grubasie… O kurwa. Przystanek! Przecież
ona mieszka daleko stąd. Jestem genialny!
Otyły chłopak zmienił kierunek
biegu. Ścieżką w parku wybiegł przez boczne wejście, które prowadziło na
przystanek. Diana szła chwiejnym krokiem.
- Diana! – krzyknął Bruno, a jego
głos przypominał ryknięcie niedźwiedzia – poczekaj!
Chłopak podbiegł do niej tak
szybko jak umiał.
- O cześć, idziesz na basen? – spytała
się dziewczyna skupiając rozbiegany wzrok na ręczniku w tygrysy, którym
przewiązany był Bruno w pasie.
- Co? A, nie! Długa historia. Dobrze,
że cię złapałem. Mam ci tyle do powiedzenia. Co robisz dzisiaj, albo jutro,
albo, nie wiem sam, kiedy masz czas? – Bruno gubił słowa i oddech.
- Misiaczku, ja wyjeżdżam dziś
wieczorem, chciałam się zabawić na tej imprezie co byliśmy. Wyszło nawet lepiej
niż planowałam – powiedziała dziewczyna z trudem łapiąc pion.
- Jak to wyjeżdżasz?! –
powiedział Bruno, po czym uświadomił sobie, że tak naprawdę nic nie wie o
dziewczynie, którą poznał kilkanaście godzin temu – To znaczy, eee... gdzie
jedziesz?
- Spokojnieeee tygrysie – przeciągnęła
zadziornie Diana – jadę na Wyspy na wakacje, ale uwaga, uwaga – tutaj uśmiechnęła
się szeroko – mamy jeszcze jedno wolne miejsce, bo Nat się wykruszyła. Jeszcze
wczoraj to potwierdziła. Chciałbyś może jechać ze mna i ludźmi co byli w
Gehennie?
Mętlik w głowie Bruna przybrał
ostateczną formę. Czy mógł się spodziewać, że taka dziewczyna poprosi go o
cokolwiek innego niż zamkniecie gęby?
- Pewnie, że jadę! – powiedział z
dużym entuzjazmem.
- No to widzimy się tam około
osiemnastej – powiedziała pokazując oddalony przystanek, na którym stał poranny
autobus - weź tylko sporo kasy na nocleg, dalsze picie i cokolwiek co tam
chcesz. Paaaaaa.
Diana oddaliła się w kierunku
przystanku. Bruno zapomniał o wszystkim, co do tej pory go spotkało. Zapomniał
o bólu głowy, o tym, że wcale się nie umył i śmierdzi ja kloszard, o tym, że
stoi przed parkiem owinięty zaledwie ręcznikiem. Liczyło się dla niego to, że
show trwał dalej. Musiał tylko znaleźć Adama i powiedzieć mu o tej niezwykłej
nocy.
- Właśnie ciekawe co u Adama – pomyślał
Bruno – ciekawe czy nadział tą gorącą blondynę z parku...
KONIEC
Od autora
Od autora
Życie nie jest prostą linią. Jeżeli ująć by je w takich kategoriach, przypominałoby raczej znaki alfabetu Morse'a, jednak kto w dzisiejszych czasach potrafi odczytać przekaz zawarty w takiej formie? Bruno i Adam to zwykli ludzie, tak samo jak Diana, Kaja, Edward, Kciuk, czy nawet Ona. Choć te postaci znajdują się w nietypowych sytuacjach, gdzie trzeba działać i podejmować szybkie decyzje, to ciągle wykazują nad wyraz ludzkie uczucia - gniew, tęsknotę, rządzę, strach i miłość. Ciężko jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego bohaterowie postępujale w taki właśnie sposób. Jeżeli przyjrzymy się im bliżej okazuje się, że nie są tak bardzo odmienni od nas samych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz