Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

czwartek, 29 kwietnia 2010

"I nikną po miastach nikną tak samo odległych jak moje"

Witam wszystkich wytrwalców oczekujących (bądź nie) na nowe wieści. W dzisiejszym wydaniu troszkę o ludziach, troszczę o kraju.

Dziwnie to się u nas dzieje, że zawsze jak jest czas, to nie ma nic do zrobienia i odwrotnie, ot tak, taka przypadłość losu, który najwyraźniej lubi się zgrywać. Nie będę grymasił, że nie jest lekko - u nas nigdy nie było. Nie jestem w czepku urodzony i na to co mam musiałem i ciągle muszę ciężko pracować, tym samym podziwiając z pustym uczuciem zazdrości tych, którzy nie zrobili nic i "mają" wszystko. Może ja "mam" więcej bo musiałem o to zawalczyć swoim wolnym czasem (jego brakiem) i wysiłkiem? Nie wiem, może.
 Wczoraj spotykam znajomego, jednego z lepszych znajomych co nas tylko czas i miejsce poróżniło. Dowiaduje nowych rzeczy. Lubię nowości, uwielbiam zmiany, chyba że mnie zabolą. Zerwał z dziewczyną po 4 i pół roku. Poszło dość gładko (jeżeli tak w ogóle można to nazwać), bo on zrywał - chyba już musiał. Dlaczego? Bo rodzice i znajomi chcą ślubu, a on nie chce. Bo rutyna, bo ciągle pytanie: jak szkoła / jak praca. Wiedziałem, że zrobił dobrze, bo życie umiera przez rutynę, człowiek traci bicie serca i uczucie, które kiedyś nie pozwalało mu myśleć, a które czasami po pewnym czasie zaplątuje się gdzieś w hałas dnia. Ja jestem wolną duszą i wiem jak to jest. Nie przywykłem do tego, aby mieć nad sobą presję innych osób, aby słuchać rozkazów. Po prostu robię niektóre rzeczy bo wiem, że tak trzeba, że są dobre.
I Kolejna "nowość" której się dowiaduje, dalszy znajomy w szpitalu, wycinają mu śledzionę, bo miał na niej jakąś paskudną narośl. No i mniej obywatela będzie. "A śledziona moje drogie dzieciaczki to bardzo ważny organ: odporność daje, krew filtruje. Bez niej człowiek chory częściej bywa".

Co do mnie to, w poniedziałek 3 maja wyruszam, w jakże patriotyczną podróż - udaje się do Munster. Taka miejscowość w Niemczech przy zachodniej granicy niedaleko Essen. Jadę aby przedstawić (po niemiecku...) kwestie związane z kryzysem światowym, bezrobociem  i jak do tego wszystkiego ma się socjalizm. Będzie się działo. Kolejne przerwa w pisaniu, tym razem dłuższa. Ale jakoś się nie boje, zawsze dodatkowe doświadczenie, nowi ludzie, przełamywanie czegoś w sobie. Jadę do Niemiec i tyle.

Odwiedziłem dzisiaj mojego dziadka. Naprawdę zloty człowiek z niego, to jemu właśnie zawdzięczam to kim jestem i to, że nadal mogę się uczyć. Nie wiem co będzie jak go zabraknie. Napisał niedawno ciekawą książkę - o swoim życiu. Może kiedyś uda mi się ją wrzucić na bloga, ale chyba jeszcze za wcześnie. Dziadek chciał zobaczyć dziś wszystkie moje tatuaże. Dziwne, choć zawsze czuł awersję do kolczyków i tatuaży (pomimo tego ze sam ma ze cztery jeszcze z czasów wojska) tym razem coś się zmieniło. Ale dziadek się nie zmienił. Ciągle ma swoje ideały i wie jak powinno być najlepiej. Dziadek idzie do szpitala bo mu pikawa nie nadąża ze wszystkim. Pójdzie na tydzień i powrót, mam nadzieje. Tymczasem w całym prostym planie który ułożyłem sobie w głowie, dziadek mówi, że już wszystko pozałatwiał i nie wie co dalej z nim będzie. Ja mówię, żeby się nie przejmował i chodził często na spacery. Życia się nie zmieni z dnia na dzień. Choć czasami...

A w Polsce, kraju przodków, kraju pooranym historią, tętniącym rozwojem i wzdychającym za przeszłością, coraz bardziej wychodzimy z histerii po tragedii i  w końcu zaczynamy myśleć. Jarosław Kaczyński zapowiedział uczestnictwo w wyborach. Dla brata, dla poległych dla kraju. Dla mnie decyzja dość dziwna, moim zdaniem nie powinien startować, tylko dlatego, żeby udowodnić obywatelom RP, że PiS ma kogo "wystawić". Człowiek nie jest jeszcze w pełni "pozbierany" i potrzebuje czasu, to widać. Ale z drugiej strony, może kampania pozwoli zastąpić mu pustkę i żal czymś innym? Może rywalizacją, albo pewnym rodzajem misji do spełnienia? Zobaczymy jak będzie, tymczasem wszyscy mali i duzi z partii walczą o głosy, aby móc startować w wyborach. Ogromna większość z nich nawet nie śni o wysokich wynikach, może po prostu chcą się pokazać społeczeństwu i powiedzieć: "Ciągle jestem w polityce!". Może. Ale powiem szczerze, ze jeżeli Kaczyński zostanie prezydentem, to będzie świadczyć tylko o nas samych i o tym, jak bardzo nie świadomi jesteśmy polityki i nie umiemy się w niej odnaleźć przez katastrofy.



W innych państwach również wydarzyło, bądź wydarzy się wiele zmian. Polska nie jest przecież pępkiem świata, ani nawet Europy. Na 6 maja Brytyjczycy przewidują wybory do parlamentu gdzie konserwatyści, liberalni-demokraci i laburzyści (partia pracy) konkurować będą o stołki. W 2005 roku głosy rozkłądały się kolejno: Labour-36%, Konserwatyści-33,2%, Liberalni Demokraci-22,7%. Teraz zapowiadają się ogromne zmiany, szczególnie po aktywizowaniu się Iaina Martina.
 Na Węgrzech partia Fidesz dochodzi do władzy. Jest to prawicowe zgrupowanie, które po wielu latach rządów lewicy obiecuje rozliczenie z socjalistami. W Austrii wybory prezydenckie zakończyły się zwycięstwem Heinza Fischera, 71 letniego socjaldemokraty. Ta kandydatura wydaje się być o stokroć lepsza niż jego eks-oponentki - Barbary Rosenkranz. Okropna z niej baba, musicie mi przyznać. Bo jak ktoś, będący kseno- i homofobem, oraz antyfeministką, kogo popiera partia która zerżnęła program z podręcznika SS może być dobrym prezydentem w UE? Nie może być. Tak więc wybór Fischera uratował Austriaków od, moim zdaniem, kompromitacji w Unii.
Powracając do Polski, ciągle potrzebujemy obsadzić puste stanowiska, które są potrzebne do skutecznego funkcjonowania Polski wewnątrz i na zewnątrz. Liczę, że Bronisław Komorowski zachowa zimną krew i sobie poradzi. Przecież jest teraz marszałkiem-prezydentem i równocześnie kandydatem na ten urząd. Teraz już we wszystko uwierzę.

piątek, 23 kwietnia 2010

"Niech świat podziwia jak pięknie umieramy"

Witam serdecznie po drobnej przerwie, mam nadzieje, że wszyscy otrząsnęli się już z żałoby i są gotowi myśleć trybem dnia codziennego. Zauważyłem również, że media, które dosłownie ukochały sobie temat tragedii nie do końca chcą jeszcze się z nim rozstać, bo przecież martyrologię wpisaną mamy w tradycję, a Polski nikt już nie pamięta z tego "co nam się udało" - wręcz przeciwnie - staliśmy się znani na świecie dzięki tragediom i tym jak bardzo było nam ciężko. Trochę mi z tym również "ciężko", ale w końcu  też pewnie po trosze jesteśmy Młodymi Werterami, bo teraz już we wszystko uwierzę.

Nie jest jednak zamysłem mojego dzisiejszego wpisu żalić się nad stanem polskich mediów i korka informacyjnego, bo przecież bufor tragedii skutecznie sparaliżował łańcuch medialny. Szaleństwo żałoby,   zdaje się, że zmniejsza swoje natężenie w nośnikach informacji takich jak prasa, w której każdy egzemplarz po tragedii był czarny, smutny i owiany patosem (nie mówię oczywiście że powinien być karnawałowy!), oraz telewizja, która powoli powoli rozstaje się z "tematem". W każdym razie chyba jakoś sobie dajemy rade. Pisze "my", gdyż to kwestia zbiorowa, a żeby nie żyć cały czas przeszłością powinniśmy się tylko starać by stawiać kroki do przodu, tak mimo wszystko.
Na 20 czerwca został wyznaczony dzień wyborów prezydenckich w RP. PSL zapowiedziało wystawienie Waldemara Pawlaka jako kandydata o fotel prezydencki(tu nie było zdziwienia), SLD zastanawia się nad Napieralskim, lub Kaliszem, choć tego drugiego jakoś mniej widzę na tym stanowisku. PiS ciągle się wstrzymuje przed podjęciem decyzji, choć były propozycje o wystawieniu Ziobry, oraz oczywiście Jarosława Kaczyńskiego. Co do brata tragicznie zmarłego prezydenta, mój kolega twierdzi, że kampania będzie bazować na gloryfikacji brata Jarosława za życia i jego "śmierci na służbie", tak więc nastroje  środowisk pro-Kaczyńskich mogą być tak samo ożywione jak ostatnio. Ale czy to wypada? Nie wiem, nie jestem etykiem i nie zamierzam się w takiego na obecną chwilę bawić. Ze strony PO oczekiwać będziemy oczywiście Komorowskiego, który na dzień dzisiejszy pełni funkcję prezydenta (ostatnio w komentarzach dostałem  zabawnego linka od Anonima przedstawiającego dość zabawną parę państwa Komorowskich). Muszę jednak wtrącić, że stacja  TVN przedstawiła niedawno w "Faktach" dość durną ankietę, w której zapytano coś w deseń: "Czy uważasz, że Komorowski nie powinien startować na prezydenta?". Pada więc pytanie: dlaczego? Żeby oddać hołd zmarłemu, żeby pokazać że chcąc byc dobrym Polakiem odda fotel innym? Jak dla mnie jest to całkowicie bez sensu. Co ciekawe z wyścigu o prezydenturę zrezygnowali: Tomasz Nałęcz i Ludwik Dorn, którzy i tak nie mogli liczyć na duże poparcie (jeżeli w ogóle takowe by było), a  przecież kampania prezydencka kosztuje. Dzielnie trzymają się kandydaci tacy jak Olechowski (niezależna prezydentura?) oraz Marek Jurek, którzy nie zrezygnowali. O kandydatach niszowych nie będę się rozpisywał wcale.
Tak więc drodzy rodacy, jeżeli chcecie zmienić Polskę udajcie się na wybory! Dobrze wiemy, że to gówno prawda, ale nie będąc hipokrytą, który nie głosuje i narzeka na obecną prezydentur oddam swój głos, jeżeli kandydat naprawdę mnie "zaskoczy".

No, ale tez trochę ze świata. Islandzki wulkan, którego nazwy nie wymówi chyba nikt (jestem w tej kwestii człowiekiem małej wiary) skutecznie sparaliżował wizyty pogrzebowe zagranicznych osobistości jakiś czas temu. Chmura, która "krążyła nad Polską" (no proszę, nawet wtedy), uniemożliwiła przyloty m.in prezydenta USA, księcia Karola, prezydenta Francji itd. No trudno, płakać za nimi nie będę, choć Barack'a Obamę chętnie bym zobaczył w przyszłości w naszym pięknym, lecz smutnym kraju.
Na szczęście chmura pyłu zdaje się powoli "rozwiewać" i ruch lotniczy po wielkim DELAYu  wraca do normy. Dzieci wracają do rodziców, rodzice do dzieci, kochankowie znowu mogą być razem. No i tak powinno być. Może kiedyś inna chmura, która byłą nad  Polską, kiedyś rozwieje się na dobre, a wtedy wszystkim będzie lepiej wracało się zza granicy.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Prezydent wśród królów i bohaterów?


Przed moim oknem powstaje blok. To już chyba trzeci, który budowany jest tak, że mogę zobaczyć go z okna, a ludzie którzy tam mieszkają lub zamieszkają zobaczą mnie ze swoich okien. Czuje ogromny żal i pretensje do osób, które wydały rozporządzenie, że te przeklęte bloki, które są o wiele nowocześniejsze i stylowe od mojego mają powstać przed moimi oknami. Najpierw wzbiera we mnie ogromna złość, kiedy buldożery, koparki i dźwigi wycinają drzewa, na których się bawiłem, jak orzą dróżki którymi chodziłem i jak stawiają cegły w miejscu gdzie zakopywałem dawno temu skarby. My, ludzie betonowej dżungli musimy oglądać świat odbity od okien innych domów. Lepszych, droższych i bardziej prestiżowych mieszkań, w których ludzie którzy się wprowadzili patrzą na nas przez pryzmat tego, że mieszkamy w blokach z płyty, z pijakami i typami spod ciemnej gwiazdy na klatkach, że gra muzyka do rana, że "gnojki" piją piwo pod oknami i że psy srają gdzie popadnie.Więc dlaczego jestem taki rozbity, skoro straciłem tylko relikty przeszłości i widok z okna?Dlatego, bo to był mój prywatny świat.
 Teraz zamiast drzew jabłoni, które kwitły co roku, zamiast kwaśnych jabłek, które po kilku gryzach wyrzuca się w trawę mam budynek. Budowlę której nienawidzę, tak bardzo jak ludzi którzy jeszcze tam nie mieszkają. Wyobraźcie sobie tylko, utracić część tego co od kilkunastu lat spoglądało na was przez okna waszego domu/mieszkania/czegokolwiek. U mnie pozostał tylko szum pracujących robotników i maszyn.
                                                                    *   *   *
Żałoba w sprawny sposób paraliżuje wszystkie możliwe media. Leż nie jest to paraliż polegający na braku możliwości do działania, wręcz przeciwnie widzimy "hiperdziałalność", tyle że związaną z katastrofą samolotu tupolew i ofiarami nieszczęśliwego wypadku z soboty 10 kwietnia 2010 roku. A co słychać w świecie, czy nasze media powiedzą nam o tym co wydarzyło się poza Polską (a taki obszar naprawdę istnieje- nawet po 10 kwietnia)? Chyba nie, kurtyna marazmu i gloryfikacji martyrologii opadła znowu na cały naród. To zrozumiałe. Ale ja i wiele osób, które zapewne podzielają moje stanowisko mają dość dowiadywania się z prasy zagranicznej i telewizji typu CNN i BBC (inne raczej rzadko występują w kablówkach) co się dzieje na świecie.

Rodzina oznajmiła, kardynał Glemp potwierdził- tragicznie zmarły prezydent Lech Kaczyński będzie pochowany na Wawelu. I pierwsze co czuję to wstyd. Wstydzę się przed całym światem i wszystkimi, którzy przyjadą w sobotę na uroczystości pogrzebowe, żeby złożyć kwiaty na grobie prezydenta, który tak naprawdę nie dokonał przełomów w polityce zagranicznej, który blokował umowy międzynarodowe (Traktat Lizboński) i wreszcie który skutecznie hamował większość ustaw, zdawało by się, że opozycyjnego dla niego samego rządu. No ale prezydent nie żyje i nie widzi co się dzieje. Nie ma pojęcia dlaczego chcą go pochować na Wawelu obok Józefa Piłsudskiego, obok gen. Sikorskiego, obok Jana III Sobieskiego, czy Józefa Augusta Poniatowskiego (!). Bardzo, bardzo, bardzo nie ciesze się z takiego obrotu sprawy. Powstało nawet kilka grup, które protestują przeciwko chowaniu J. Kaczyńskiego na Krakowskim Wawelu- na portalu społ. facebook utworzyła się 8 tysięczna grupa "przeciw", tak samo zresztą w samym Krakowie- grupa "Nie chcemy Kaczyńskiego na Wawelu".
 Jako badacz sceny politycznej wymagam od siebie jakiegoś dystansu, czy choćby spojrzenia na problem "spoza" społeczeństwa- nie zawsze mi się to jednak udaje. Muszę jednak powiedzieć, ze jestem zdecydowanie przeciwko takiemu obrotowi wydarzeń. Jak będzie wyglądać sytuacja, kiedy przyjdzie nam przywitać gości a tu nagle pojawi się grupa z transparentami "Nie!", "Nie chcemy go tu" "itd.", jak wtedy wytłumaczymy reprezentantom mocarstw i innych krajów to, że nie wszyscy chcą aby prezydent spoczął obok bohaterów historii Polski? Co powiemy dalej naszemu potomstwu, czy tym najmłodszym, którzy zapytają się dlaczego prezydent (sprawujący urząd niecałe 4 lata) spoczywa tam gdzie ludzie, którzy odmienili losy Polski? Liczę tylko na to, ze jak nie daj boże taki przypadek się powtórzy to dalsze postępowanie nie będzie precedensem.  Niech więc decyzje "pogrzebania" prezydenta, podjęte bez refleksji i zastanowienia oceni chłodnym okiem historia. Zresztą chyba nie tylko ja tak myślę :  http://bi.gazeta.pl/im/9/7760/m7760929.mp3


niedziela, 11 kwietnia 2010

Puste krzesła

Nie wiem, czy można się przygotować na tragedie, na zdarzenia, które uderzają nas znienacka i pozostawiają w środku uczucie nieustępliwej pustki. To dla nas wszystkich  wielka strata utracić w jednej chwili prezydenta,  polityków, prezesów instytucji, działaczy i innych, których na co dzień widywaliśmy w telewizji i czytaliśmy o nich w prasie. 
Nigdy nie sympatyzowałem z Lechem Kaczyńskim, nie lubiłem także niektórych posłów, którzy zginęli we wczorajszej katastrofie. Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo czuje, że jest mi przykro z ich straty- utraty ludzi, którzy pozostawili po sobie rodziny i tyle niedokończonych spraw. 
Tysiące ludzi na ulicach Warszawy. Mnie tam nie było, nie dla tego że nie miałem czasu, czy możliwości dojechania, po prostu strasznie nie lubię żegnać osób. Zawsze przyzwyczajony byłem do tego, że wole się witać, wolę poznawać. Bywałem na pogrzebach osób bliskich moim znajomym, czy była to matka, babcia, czy też, już z mojej strony, wujek. Nie mogę znieść faktu, że ich już nie ma, że osoby które były, zrobiły mi taką przykrość i odeszły, ot tak bez pożegnania.
W głowie dzwoni mi głos prezydenta Kaczyńskiego, który w swoim specyficznym tonie wygłaszał jakieś bardzo mądre i wzniosłe frazy i stanowiska, a które przez swój dziwny konserwatyzm i ton nigdy do mnie nie trafiały. Ciągle przed oczami mam wystąpienie szefa BBN Aleksandra Szczygło i posła Karpiniuka, którzy kilkanaście godzin wcześniej przekazywali jakieś informacje dotyczące spraw bieżących, albo informacji związanych z rocznicą mordu polskich oficerów w Katyniu.
No właśnie, Katyń. To miejsce będzie teraz podwójnie kuło w serce. Nikt nie będzie już w stanie powiedzieć- nie wiem co się stało w Katyniu. Teraz to już dwie daty 1940 i 2010 będą przypominały wszystkim obywatelom tego państwa o śmierci osób, które były na prawdę ważne dla Polski. Powstaje wiele pytań, lecz nie na wszystkie odpowiedź przyjdzie od razu. Czy pojednaliśmy się z Rosją, czy stosunki bedą coraz lepsze? Czy gesty premiera Putina takie jak klęknięcie przy wraku samolotu, uścisk z premierem Tuskiem, emisja "Katynia" w głównym programie TV rosyjskiej, oraz zapewnienia i kondolencje, nie okażą się jedynie częścią medialno-sytuacyjnego show? Mam nadzieje że nie. Sądzę, że pomimo tego, że kiedyś dzieliła nas przepaść utworzona z żalu za przeszłość i niechęć ze względu na stosunek do Polaków, dystans się zmniejszy, ale czy ostatecznie zniknie- tego nie wie nikt. 
Wiele innych krajów złożyło wyrazy współczucia i smutku. Premier Wielkiej Brytanii - Gordon Brown, prezydent Czech- Vaclav Klaus, prezydent Gruzji- Micheil Saakaszwili, prezydent USA- Barack Obama i wielu, wielu innych. Wszyscy oni pamiętali o Polsce, ale czy po upływie kilkunastu dni, tygodni, miesięcy, pozostanie ona w ich głowach?
 Wiele zmian szykuje się na scenie politycznej Polski. Wcześniejsze wybory, których termin zostanie ogłoszony do 14 dni od wczoraj i nie później niż 60 dni chwili tego ogłoszenia, poważnie zmieni polską scenę polityczną. Nie będzie już czasu na przedstawienie związane z organizacją kampanii, przyciąganiem wyborców i obrzucaniem błotem przeciwnika. To będzie bardzo smutny czas na obsadzenie przedwczesnego prezydenta, który jak mamy nadzieje będzie pełnił swoje obowiązki wzorowo. Sprawą niepokojącą jest fakt, że nie dostaniemy żadnej alternatywy niż PO, które ma wygraną wyborów prezydenckich w kieszeni. Nie to żebym, darzył Platformę niechęcią i antypatią (wręcz przeciwnie), ale jestem spragniony alternatywy i walki równych z równymi.
 Kiedy zginęły osoby, które mogły w swoim życiu politycznym jeszcze wiele zdziałać, wtedy ja - szary człowieczek - pozostaje wraz z całym narodem w zawieszeniu, w atmosferze kontemplacji. Dlaczego stało się wszystko, a zarazem nic się nie zmieniło? Nie wiem.

sobota, 10 kwietnia 2010

Prezydent nie żyje

Dzisiaj ok godziny 9 czasu polskiego rozbił się samolot Tupolew wiozący na swoim pokładzie 87 osób lecące na uroczystość 70 lecia zbrodni katyńskiej. Na pokładzie znajdowali się między innymi PARA PREZYDENCKA, wicemarszałek sejmu- J. Szmajdziński, wiceminister SZ, szef IPN, prezes NBP, wielu biskupów i wielu innych (posłowie i wiceministrowie). Samolot rozbił się przy podejściu do lądowania na lotnisku w Smoleńsku. funkcje prezydenckie zostają przejęte przez marszałka sejmu- B. Komorowskiego, aż do czasu do elekcji prezydenckiej.
Przekazuje wyrazy kondolencji wszystkim rodzinom, których bliscy znajdowali się na pokładzie.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Wizyty i wydażenia

Witam was serdecznie po krótkiej przerwie. Jak na pewno wiecie Sarkozy wraz ze swoją małżonką Carlą Bruni prowadzą małe turne po świecie. Wczoraj odwiedzili oni Biały Dom i prezydenta Baracka Obame wraz z rodziną. Ale najciekawsze jest to, że francuski prezydent i małżonka zamierzają przylecieć do Polski! I to nie w jakimś odległym terminie, a dokładnie 3 kwietnia. Terminarz wizyty przewiduje obiad z parą prezydencką, przechadzkę po starym mieście i wizytę w zamku królewskim. Ciekawe prawda? Ale to nie wszystko z nowinek jakie udało mi się usłyszeć. Unia europejska rozpoczęła wczoraj oficjalne negocjacje akcesyjne z Albanią i Macedonią. "To bardzo ważne, aby kraj bałkańskie mogły uczestniczyć w tak wielkim przedsięwzięciu jakim jest budowanie wspólnej Europy"- powiedziała wczoraj Catherine Ashton szefowa unijnej dyplomacji. "Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby Albania i Macedonia mogły jak najszybciej znaleźć się w Unii"- komentował przewodniczący parlamentu UE Jerzy Buzek. Jak to z nimi będzie, zobaczymy.
Powróćmy jednak do Polski. Bronisław Komorowski, pretendent do fotela prezydenckiego, zapowiedział, ku mojemu zdziwieniu,  że Janusz Palikot to solidny i zaufany człowiek PO, więc jeżeli zwycięży nie będzie miał najmniejszych wątpliwości aby mianować go swoim doradcą. Palikot u boku prezydenta? Ciekawe rozwiązanie. Czyli jak widzicie ostatnio sporo się dzieje, nie pozostaje mi jednak nic innego jak czekać na spełnienie obietnic polityków i głów państwa.