Dziwnie to się u nas dzieje, że zawsze jak jest czas, to nie ma nic do zrobienia i odwrotnie, ot tak, taka przypadłość losu, który najwyraźniej lubi się zgrywać. Nie będę grymasił, że nie jest lekko - u nas nigdy nie było. Nie jestem w czepku urodzony i na to co mam musiałem i ciągle muszę ciężko pracować, tym samym podziwiając z pustym uczuciem zazdrości tych, którzy nie zrobili nic i "mają" wszystko. Może ja "mam" więcej bo musiałem o to zawalczyć swoim wolnym czasem (jego brakiem) i wysiłkiem? Nie wiem, może.
Wczoraj spotykam znajomego, jednego z lepszych znajomych co nas tylko czas i miejsce poróżniło. Dowiaduje nowych rzeczy. Lubię nowości, uwielbiam zmiany, chyba że mnie zabolą. Zerwał z dziewczyną po 4 i pół roku. Poszło dość gładko (jeżeli tak w ogóle można to nazwać), bo on zrywał - chyba już musiał. Dlaczego? Bo rodzice i znajomi chcą ślubu, a on nie chce. Bo rutyna, bo ciągle pytanie: jak szkoła / jak praca. Wiedziałem, że zrobił dobrze, bo życie umiera przez rutynę, człowiek traci bicie serca i uczucie, które kiedyś nie pozwalało mu myśleć, a które czasami po pewnym czasie zaplątuje się gdzieś w hałas dnia. Ja jestem wolną duszą i wiem jak to jest. Nie przywykłem do tego, aby mieć nad sobą presję innych osób, aby słuchać rozkazów. Po prostu robię niektóre rzeczy bo wiem, że tak trzeba, że są dobre.
I Kolejna "nowość" której się dowiaduje, dalszy znajomy w szpitalu, wycinają mu śledzionę, bo miał na niej jakąś paskudną narośl. No i mniej obywatela będzie. "A śledziona moje drogie dzieciaczki to bardzo ważny organ: odporność daje, krew filtruje. Bez niej człowiek chory częściej bywa".
Co do mnie to, w poniedziałek 3 maja wyruszam, w jakże patriotyczną podróż - udaje się do Munster. Taka miejscowość w Niemczech przy zachodniej granicy niedaleko Essen. Jadę aby przedstawić (po niemiecku...) kwestie związane z kryzysem światowym, bezrobociem i jak do tego wszystkiego ma się socjalizm. Będzie się działo. Kolejne przerwa w pisaniu, tym razem dłuższa. Ale jakoś się nie boje, zawsze dodatkowe doświadczenie, nowi ludzie, przełamywanie czegoś w sobie. Jadę do Niemiec i tyle.
Odwiedziłem dzisiaj mojego dziadka. Naprawdę zloty człowiek z niego, to jemu właśnie zawdzięczam to kim jestem i to, że nadal mogę się uczyć. Nie wiem co będzie jak go zabraknie. Napisał niedawno ciekawą książkę - o swoim życiu. Może kiedyś uda mi się ją wrzucić na bloga, ale chyba jeszcze za wcześnie. Dziadek chciał zobaczyć dziś wszystkie moje tatuaże. Dziwne, choć zawsze czuł awersję do kolczyków i tatuaży (pomimo tego ze sam ma ze cztery jeszcze z czasów wojska) tym razem coś się zmieniło. Ale dziadek się nie zmienił. Ciągle ma swoje ideały i wie jak powinno być najlepiej. Dziadek idzie do szpitala bo mu pikawa nie nadąża ze wszystkim. Pójdzie na tydzień i powrót, mam nadzieje. Tymczasem w całym prostym planie który ułożyłem sobie w głowie, dziadek mówi, że już wszystko pozałatwiał i nie wie co dalej z nim będzie. Ja mówię, żeby się nie przejmował i chodził często na spacery. Życia się nie zmieni z dnia na dzień. Choć czasami...
A w Polsce, kraju przodków, kraju pooranym historią, tętniącym rozwojem i wzdychającym za przeszłością, coraz bardziej wychodzimy z histerii po tragedii i w końcu zaczynamy myśleć. Jarosław Kaczyński zapowiedział uczestnictwo w wyborach. Dla brata, dla poległych dla kraju. Dla mnie decyzja dość dziwna, moim zdaniem nie powinien startować, tylko dlatego, żeby udowodnić obywatelom RP, że PiS ma kogo "wystawić". Człowiek nie jest jeszcze w pełni "pozbierany" i potrzebuje czasu, to widać. Ale z drugiej strony, może kampania pozwoli zastąpić mu pustkę i żal czymś innym? Może rywalizacją, albo pewnym rodzajem misji do spełnienia? Zobaczymy jak będzie, tymczasem wszyscy mali i duzi z partii walczą o głosy, aby móc startować w wyborach. Ogromna większość z nich nawet nie śni o wysokich wynikach, może po prostu chcą się pokazać społeczeństwu i powiedzieć: "Ciągle jestem w polityce!". Może. Ale powiem szczerze, ze jeżeli Kaczyński zostanie prezydentem, to będzie świadczyć tylko o nas samych i o tym, jak bardzo nie świadomi jesteśmy polityki i nie umiemy się w niej odnaleźć przez katastrofy.
W innych państwach również wydarzyło, bądź wydarzy się wiele zmian. Polska nie jest przecież pępkiem świata, ani nawet Europy. Na 6 maja Brytyjczycy przewidują wybory do parlamentu gdzie konserwatyści, liberalni-demokraci i laburzyści (partia pracy) konkurować będą o stołki. W 2005 roku głosy rozkłądały się kolejno: Labour-36%, Konserwatyści-33,2%, Liberalni Demokraci-22,7%. Teraz zapowiadają się ogromne zmiany, szczególnie po aktywizowaniu się Iaina Martina.
Na Węgrzech partia Fidesz dochodzi do władzy. Jest to prawicowe zgrupowanie, które po wielu latach rządów lewicy obiecuje rozliczenie z socjalistami. W Austrii wybory prezydenckie zakończyły się zwycięstwem Heinza Fischera, 71 letniego socjaldemokraty. Ta kandydatura wydaje się być o stokroć lepsza niż jego eks-oponentki - Barbary Rosenkranz. Okropna z niej baba, musicie mi przyznać. Bo jak ktoś, będący kseno- i homofobem, oraz antyfeministką, kogo popiera partia która zerżnęła program z podręcznika SS
Powracając do Polski, ciągle potrzebujemy obsadzić puste stanowiska, które są potrzebne do skutecznego funkcjonowania Polski wewnątrz i na zewnątrz. Liczę, że Bronisław Komorowski zachowa zimną krew i sobie poradzi. Przecież jest teraz marszałkiem-prezydentem i równocześnie kandydatem na ten urząd. Teraz już we wszystko uwierzę.