Czasami zdarzają się takie małe chwile ("chwilki"), kiedy zastanawiam się "po co w ogóle coś pisać/tworzyć/mówić/robić etc. jeżeli do nikogo to nie dotrze, zostanie zapomniane zaraz po kontakcie z odbiorcą", bądź będzie miało znaczenie tylko przez kilka sekund, a w najgorszym wypadku wcale. Takie pytanie zadaje sobie wielokrotnie podczas wielu codziennych sytuacji np. gdy oddaje prace, konstruuję prezentację, wypowiadam się na dany temat (po głębszym namyśle), itp. Odpowiedz dotycząca celu działania nie zawsze jest prosta. Myślę, że wszystko co tworzymy zostawia pewien ślad w historii, który z upływem lat zaciera się i blaknie, a następnie znika -bo nawet Mona Lisa się sypie. Płynność i nieuchronność czasu to jego naturalne cechy, ale nie o właściwościach czasu zamierzam pisać. Bez względu na nasz wiek stawiamy sobie cele, punkty na drodze naszego życia, wyznaczniki postępowania. Chcemy stać się / zostać kimś albo KIMŚ, osiągnąć coś, znaleźć się gdzieś, bądź uczestniczyć w jakiejś grupie. Nasze decyzje to część nas samych. Tak było i jest z moim blogiem, który tkwi w sieci już ładnych kilkanaście miesięcy, a ja piszę i piszę i... No właśnie i co dalej? Nie rozważam oczywiście liczby odwiedzin, czy komentarzy bo to sprawa czysto indywidualna (kto chce to wchodzi i czyta, ja nie zmuszam), choć oczywiście każdy kto mówi "ciekawie piszesz", albo "fajnego masz bloga" sprawia, że mogę pisać dalej, i uruchamia się we mnie to coś (chęci?). A jak! No ale co by było gdybym usłyszał: "To co piszesz nijak się ma do tego co mówisz w realu
Jednak w przypadku wielu ludzi bywa troszeczkę inaczej. Niektórzy propagują jedne poglądy przed kamerami, a działają inaczej "w praktyce". Jeszcze inni ogłaszają swoją niezależność i "offowość" a występują w telewizyjnej papce i plotą bzdury nie do końca odnajdując się w tematyce. Nie będę podawał nazwisk, aby dać wam, moi drodzy czytelnicy, chwilę zastanowienia nad tymi postaciami ze świata polityki i nie tylko. Jednak najbardziej razi mnie brak programu, motywów działania i "celów długoterminowych"/priorytetów w polskich partiach politycznych. Tym bardziej, że ich pensje są horrendalnie nieadekwatne do osiągnięć i pochodzą z podatków.
Tak bardzo chciałbym uwierzyć (tak na 90%) którejś z partii, która jasno przedstawi, że chce zrobić "to i owo" i oczywiście jak zamierzaj to osiągnąć. Nic z tego, ach jak bardzo nic z tego. Spór o bzdury, schodzi z drogi kolejnemu sporowi o bzdury, nie ma miejsca na merytoryczność. Z drugiej strony rodzą się poglądy skrajne, a elektorat głosuje emocjami, rodzą się "-izmy", mozaika parlamentarna zyskuje na intensywności. No ale to nie tylko cecha nas - Polaków. W ramach różnych załamań i zgrzytów na świecie nastroje chłonności populizmu i buntu są powszechne - ludzie wierzą tym którzy oferują im lepsze życie, niestety bez pokrycia w rzeczywistości.
No ale trzeba spojrzeć na niektóre rzeczy z innej perspektywy - tej lepszej. Polska od lipca będzie przewodniczyła w UE (prezydencja), przygotowania na najwyższych obrotach niestety tylko w ograniczonej części przeciekają do mediów. Nie jestem fanem żadnego ze sportów, jednak od 2012 wszyscy kibice będą przeżywać apogeum ze względu na Mundial i co ważniejsze na fakt, że to my wraz z Ukraińcami go organizujemy. Sprawę dróg przemilcz z wiadomych względów.
Są również zjawiska które pozostaną w Polsce niezmienne. A wierzcie lub nie jest parę takowych na polskiej ziemi. Po pierwsze to upolitycznianie wszystkiego co się da, od rocznicy smoleńskiej po zakupy w sklepie. Szkoda, że nie można rozpatrywać faktów z innych punktów widzenia, bo każde wydarzenie ma przecież wiele płaszczyzn analizy i nie wszystko to czysta polityka. Po drugie drożyzna mieszkaniowa, oraz innych produktów (tak wiem, to nie jest aż tak uzależnione od państwa, ale fakt jest faktem), a nie piszę tego ze względu na to, że szukam mieszkania, czy chciałbym zatankować/zrobić makowiec, choć w przyszłości i owszem to będzie mój problem. No właśnie "problem". Popieprzone ceny mieszkań i tym samym chora polityka mieszkaniowa. Polskie mieszkania (co do Warszawy to zamykam gębę bo to już zakrawa na obłęd) za cenę których można by kupić dwupiętrowy domek (drewniany) w wielu, wielu innych krajach. Kredyty, które bierzemy aby zakupić owy lokal wpędzają nas w pętle uzależnienia. Bierzemy kredyt na wiele lat i de facto spłacamy go przez połowę swojego życia (zależy od wielkości domu/mieszkania), no a dalej zostajemy tym samym przywiązani do pracy którą wykonujemy, żeby ten kredyt spłacić. Praca z kolei ogranicza naszą decyzyjność i rozwój (np. zmiana pracy na inną) i tak zamyka się koło obłędu i zacieśnia pętla na naszej finansowej szyi. Szczerze to nie potrafię zrozumieć i znieść tego schematu i tak długo jak mogę, będę opierał się temu choremu założeniu ("pętli"), tak samo zresztą jak nie zrezygnuje z roweru na rzecz samochodu. A za moje uczynki nie oczekuję nic w zamian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz