Witaj czytelniku. W jednym z gimnazjów w Koninie, mieście,
które miałem okazję odwiedzić jakieś dwa lata temu, nastolatkowie pobili
wczoraj „kolegę”. Powinienem napisać raczej „rówieśnika”, bo kolegów się
przecież nie bije, chyba, że jest się członkiem mafii.
Kuba, bo tak się nazywa, czternastoletni chłopak podczas
przerwy został napadnięty w toalecie przez uczniów o rok od niego starszych. Po
incydencie o własnych siłach doszedł jeszcze do klasy, ale organizm dał znać,
że coś jest nie tak konieczny był transport do szpitala. Teraz na OIOM-ie po
dwóch operacjach czaszki walczy o życie. Wiesz drogi czytelniku dlaczego Kuba
walczy o życie? Ponieważ podczas piłkarskich rozgrywek sfaulował przeciwnika z
drugiej drużyny, a tamci postanowili się zemścić.
Mam tutaj coś, co pasuje do tej sytuacji:
Kuba nie jest jedynym i pierwszym dzieciakiem, który za
jakąś głupotę będzie pobity w szkole. Takich Jakubów są setki, jeżeli nie
tysiące. Nie jest to oczywiście znamię wszystkich szkół, ale jeżeli weźmiemy na
przykład moje gimnazjum, to jestem tego chodzącym przykładem. Chcecie wiedzieć?
Ok, napiszę i zaznaczę już teraz, że gimnazjum było najgorszym etapem mojego
życia i edukacji.
"Bullies" z The Simpsons - źródło: www.fanforum.com |
Miałem szczęście w nieszczęściu, bo wpierdole (bo opisany wcześniej nie był jedyny) nie skończył się OIOMem, lecz traumą i rosnącym strachem do chodzenia
do szkoły. Z kadry pedagogicznej nikt mi nie pomógł, nie zareagowali także moi
koledzy. Idąc dalej, widziałem później wiele uczniowskich samosądów, bójek czy
psychicznego znęcania się i słyszałem o podobnych wydarzeniach w innych
miejscach. Później nastały czasy gry w „słoneczko”, zakładania nauczycielom
śmietników na głowę, czy szaleństwa innego rodzaju. To wszystko pozostawiło
ślady na każdym człowieku, który tego doświadczył. Warto abym zaznaczył, że w
1999 roku Eric Harris i Dylan Klebold, którzy byli dręczeni przez „kolegów” ze
szkoły, a nauczyciele byli głusi na ich problemy, dokonali masakry w Columbine
High School pozbawiając życia 15 osób. Sprawcy popełnili samobójstwo,
zanim do budynku wkroczyła policja.
Zmieniając troszkę temat, wprowadzenie gimnazjum jako
pośredniego szczebla edukacji było moim zdaniem najgorszym pomysłem oświaty
zafundowanym dzieciom w 1999 roku – nomen omen roku wspominanej masakry. Widzę
to z perspektywy absolwenta, „trzeciej fali” uczniów, która trafiła do nowopowstałych
placówek. Dziękować należy Mirosławowi Handke, ministrowi edukacji narodowej w
rządzie Jerzego Buzka.
Dlaczego gimnazja to niewłaściwy pomysł? Po pierwsze,
rozbijają klasy i znajomości, które kształtowane były przez lata i wprowadzają
konieczność ponownego tworzenia się klas z dzieciakami z zupełnie różnych
środowisk – stąd przemoc fizyczna, psychiczna i elektroniczna. Gimnazja
przodują w tej ostatniej. Po drugie, skracają możliwość przygotowania się do
matury (trzy lata zamiast czterech) + po zakończeniu gimnazjum tylko nieliczni
dysponują wiedzą, którą można kontynuować programem na wyższym szczeblu
edukacji – dla wielu uczniów przeważnie nauka odbywa się od początku. Po
trzecie, pod względem infrastrukturalnym wymusza to stworzenie nowych placówek
(ok 2 tys.) lub wygospodarowania miejsca w podstawówkach lub szkołach średnich
(ok. 5,5 tys.). Nie wspominając już o dodatkowych rekrutacjach, czy egzaminach
końcowych.
Nie mógłbym jednak tylko krytykować. Gimnazjum zmieniło się
od czasu kiedy je ukończyłem - a więc są także plusy. Kształcą lepiej niż w
pierwszej połowie początku pierwszej dekady XXI wieku, a co do przemocy,
Instytut Badań Edukacyjnych donosi, że w podstawówkach jest gorzej. Dodatkowo,
ambitne dzieciaki mogą wybrać sobie profil nauki oraz „uwolnić się” od
gnębicieli z klasy w podstawówce (działa to zatem w dwie strony). Nawet moja
koleżanka, która zaszła w ciążę będąc w gimnazjum, jest teraz szczęśliwą mamą. A
jaki wpływ gimnazjum miało na mnie? Oprócz okolicznościowego wpierdolu uczęszczałem do kółka teatralnego i pokonałem
pewną barierę (grałem kiedyś równocześnie Jezusa i Judasza!).
Pomyślisz zapewne drogi czytelniku, że po tym co napisałem w
pełni popieram pomysł Prawdziwej i Sukcesywnej partii z namiestnikiem
Kaczyńskim na czele. Owszem popieram likwidację gimnazjów, wiem także, że
będzie to trudny proces, ale w żadnym wypadku nie popieram sposoby w jaki
funduje to dzieciakom, rodzicom i nauczycielom PiS. Dlaczego? Bo każdy plan
wymaga długich lub bardzo długich badań i konsultacji z adekwatnymi grupami
reprezentującymi system oświaty, oceny ekspertów i woli ogółu. A jak wygląda
rzeczywistość, gdy wywalimy gimnazja praktycznie z dnia na dzień?
- 173 tys. nauczycieli zatrudnionych w szkołach gimnazjalnych będzie musiało się „przebranżowić” lub straci pracę (szczególnie, że w kolejnych latach będziemy mieli do czynienie z niżem demograficznym)
- konieczna będzie wymiana wyposażenia w szkołach podstawowych, w których nie było wcześniej gimnazjum
- konieczność skonstruowania w krótkim czasie (reforma zapowiadana przez minister Zalewską na wrzesień 2017) całego programu dla klasy 7 i 8 w podstawówkach oraz reorganizacja programów liceów
- pojawi się kolejny rocznik przejściowy (albo i nawet dwa lub trzy), nastolatkowie „przecierający szlaki” mogą się znaleźć w podobnej sytuacji dezorganizacji, co ci z roku 2000
- koniec dla niepublicznych gimnazjów, prestiżowe placówki takie jak np. ciechanowskie Gimnazjum TWP, poznańskie Polsko-Angielskie Prywatne Gimnazjum czy Polsko-Francuskie Niepubliczne Gimnazjum „La Fontaine" zakończą działalność
Podsumowując - będąc królikiem doświadczalnym pierwszej fali gimnazjum, doświadczony nienawiścią i lukami w systemie. uważam że gimnazja trzeba zlikwidować. Nie jest to oczywiście jedyny powód. Lubię tutaj przywoływać przykład dłuższej podstawówki oraz liceum, gdzie „na spokojnie”, tj. bez zmiany środowiska oraz tempa edukacji (szybsze lub wolniejsze) można określać swoje cele życiowe i przygotowywać się do testów na koniec danego szczebla. Zmiany w tak ważnych obszarach, które wprowadzane są w bardzo szybkim tempie nie będą służyły nikomu, a ich skutki będą odczuwalne dla wszystkich. Zmieniać system – oczywiście, ale z głową.
PS. Łukasz, znajomy z gimnazjum mieszka obecnie kilka klatek
dalej. Nie należy do najbystrzejszych ludzi i otacza się osobami, które mogłyby
stanowić kolejną część do moich opowiadań (szczególnie „Bierz ją!”). Gdy się
czasami przypadkowo spotykamy, udajemy że się nie widzimy, jednak gdy
spojrzenia jakimś trafem się krzyżują się on patrzy na mnie z pogardą. Kolega z
dzieciństwa.