Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.
czwartek, 29 maja 2014
wtorek, 13 maja 2014
sobota, 3 maja 2014
Ta smutna historia
W majówkę pada chyba w większości miast w Polsce. Tyle się zbierało sił, żeby w wolne dni móc zaznać relaksu na świeżym powietrzu, a tu czynniki od nas niezależne pokrzyżowały plany. Determinizm to pojęcie, które coraz częściej wkrada się do ludzkiego życia. W tą okropną pogodę przedstawiam równie brzydką i ciemną stronę życia ludzkiego - uzależnienia. Może nie będzie to kompendium wiedzy poparte danymi statystycznymi, ale mam nadzieję, że odnajdziesz w moich słowach coś, drogi czytelniku, co może zmienić rzeczywistość twoją lub ludzi, którzy cię otaczają.
Człowiek nie jest istotą doskonałą i nigdy nią nie będzie. Badał prawda? Od tego jednak trzeba zacząć mówienie o uzależnieniu. Jako istoty obdarzone wolną wolą, różniące się od zwierząt myśleniem abstrakcyjnym, mową artykułowaną i nieskończoną nieprzewidywalnością z każdym rokiem, dekadą i epoką musimy dźwigać na swoich barkach trud zmian, na które nie mamy wpływów. Czasami z obserwatorów upadku, stajemy się ich niemymi obserwatorami, albo niechcianymi sprawcami, którzy swoją biernością wyrządzają największą krzywdę.
Kiedyś nie było Internetu, skarbnicy wiedzy i informacji, miejsca, które zawłaszczyło ogromną przestrzeń życia społecznego i wytworzyło równoległą rzeczywistość. Częściej do siebie dzwoniliśmy mówiąc formułki typu: "Dzień dobry, czy ... jest w domu?". Przecież istniały czasy, w których telefony były wyłącznie w domach, albo budkach telefonicznych. Pisaliśmy do siebie listy, kupowaliśmy koperty i znaczki, czekaliśmy na spotkanie z osobami w umówionym miejscu o wyznaczonej godzinie. Było trochę mniej "funkcjonalnie", ale wtedy trzeba było użyć wyobraźni i wykazać się cierpliwością.
Były też czasy, gdzie narkotyki były mniej popularne, a dostęp do nich praktycznie niemożliwy. Prochy stanowiły tło amerykańskich filmów, wlewały się do naszej świadomości przez działalność Marka Kotańskiego, mroczny obraz HiV i AIDS czy złudne wyobrażenia o Jamajce. Choć warto dodać, że substancje odurzające, w każdej postaci, towarzyszyły człowiekowi od początków ogromnych cywilizacji. Ludzie się o nie zabijali, przez nie wybuchały wojny. Ciekawe, że elementy tej historii nie są tak bardzo odległe.
Przez zmiany cywilizacyjne i kulturę masową zostaliśmy wpisani w konkretne ramy działania, zdeterminowani przez środowisko, które nas otacza, stając się w ogromnej mierze zewnątrzsterowni. Lubię w takich sytuacjach przytaczać Nietzschego, który w swojej zawziętości do demonizowania świata i człowieka miał wiele racji. Powiedział on kiedyś "Ileż krwi i zgrozy leży na dnie wszystkich <>". No właśnie ile?
Graham Maclnode - heroinista
Graham Maclndoe był dobrym fotografem, pracował dla magazynu "The Guardian", robił (i nadal robi) świetne zdjęcia, jednak jego życie wpadło na tor niezwykle niebezpieczny, ciemny i samolubny. Graham pewnego razu po imprezie, po kokainowym zjeździe po raz pierwszy zapalił heroinę, chemię, która zabiła większość znanych, podziwianych i zagubionych sław (jak sam wiesz, drogi czytelniku, ich lista jest długa). Fotograf szybko się uzależnił, ale od innych ćpunów dzieliło go to, że robił zdjęcia, które obrazowały jego codzienną wycieczkę po zatrutym ogrodzie.
"Edward" fot. Nick Haymes |
Człowiek nie jest istotą doskonałą i nigdy nią nie będzie. Badał prawda? Od tego jednak trzeba zacząć mówienie o uzależnieniu. Jako istoty obdarzone wolną wolą, różniące się od zwierząt myśleniem abstrakcyjnym, mową artykułowaną i nieskończoną nieprzewidywalnością z każdym rokiem, dekadą i epoką musimy dźwigać na swoich barkach trud zmian, na które nie mamy wpływów. Czasami z obserwatorów upadku, stajemy się ich niemymi obserwatorami, albo niechcianymi sprawcami, którzy swoją biernością wyrządzają największą krzywdę.
Kiedyś nie było Internetu, skarbnicy wiedzy i informacji, miejsca, które zawłaszczyło ogromną przestrzeń życia społecznego i wytworzyło równoległą rzeczywistość. Częściej do siebie dzwoniliśmy mówiąc formułki typu: "Dzień dobry, czy ... jest w domu?". Przecież istniały czasy, w których telefony były wyłącznie w domach, albo budkach telefonicznych. Pisaliśmy do siebie listy, kupowaliśmy koperty i znaczki, czekaliśmy na spotkanie z osobami w umówionym miejscu o wyznaczonej godzinie. Było trochę mniej "funkcjonalnie", ale wtedy trzeba było użyć wyobraźni i wykazać się cierpliwością.
Były też czasy, gdzie narkotyki były mniej popularne, a dostęp do nich praktycznie niemożliwy. Prochy stanowiły tło amerykańskich filmów, wlewały się do naszej świadomości przez działalność Marka Kotańskiego, mroczny obraz HiV i AIDS czy złudne wyobrażenia o Jamajce. Choć warto dodać, że substancje odurzające, w każdej postaci, towarzyszyły człowiekowi od początków ogromnych cywilizacji. Ludzie się o nie zabijali, przez nie wybuchały wojny. Ciekawe, że elementy tej historii nie są tak bardzo odległe.
Przez zmiany cywilizacyjne i kulturę masową zostaliśmy wpisani w konkretne ramy działania, zdeterminowani przez środowisko, które nas otacza, stając się w ogromnej mierze zewnątrzsterowni. Lubię w takich sytuacjach przytaczać Nietzschego, który w swojej zawziętości do demonizowania świata i człowieka miał wiele racji. Powiedział on kiedyś "Ileż krwi i zgrozy leży na dnie wszystkich <
"Fatamorgany" fot. Philip Cheung |
Graham Maclnode - heroinista
Graham Maclndoe był dobrym fotografem, pracował dla magazynu "The Guardian", robił (i nadal robi) świetne zdjęcia, jednak jego życie wpadło na tor niezwykle niebezpieczny, ciemny i samolubny. Graham pewnego razu po imprezie, po kokainowym zjeździe po raz pierwszy zapalił heroinę, chemię, która zabiła większość znanych, podziwianych i zagubionych sław (jak sam wiesz, drogi czytelniku, ich lista jest długa). Fotograf szybko się uzależnił, ale od innych ćpunów dzieliło go to, że robił zdjęcia, które obrazowały jego codzienną wycieczkę po zatrutym ogrodzie.
Graham, napruty heroiną, w całym chaosie uzależnienia pamiętał, żeby robić zdjęcia codziennych rytuałów ćpania - grzania prochów na łyżce, dawania w żyłę i tych kilku sekund "chwały" po zastrzyku. Jego "narkotyczny folder" liczy kilkaset zdjęć, dla ludzi, którzy nigdy nie mieli styczności z narkotykami i innymi uzależnieniami będzie naturalnie okropny. Nie ma się co dziwić, narkotyki to platoniczna miłość.
Fotograf "Guardiana" w wywiadzie ze swoją dziewczyną, która wyciągnęła go z dna, powiedział o swoim nałogu: "Zaczynasz tracić wszystko. Zaczynasz tracić przyjaciół, swoje oszczędności, miejsce w którym mieszkasz. Tracisz obraz rzeczywistości, swoją moralność - wszystko idzie na marne." To szczera prawda i tyczy się nie tylko heroiny. Kiedy jesteś uzależniony od Internetu też tracisz kontakt z otoczeniem, tzw. realem, alkohol niszczy twoją rodzinę i zdrowie oraz obraz postrzegania świata bez picia, a seks z nieznajomymi sprawia, że nie potrafisz wejść w sferę uczuć normalnie. Każda krótkotrwała podnieta niesie ze sobą cały łańcuch zdarzeń, sprawia, żer później lata trzeba leczyć się na ból i ogromny strach.
Czy sam jestem uzależniony od czegoś? Na pewno jestem i byłem. Jestem, bo nie mogę znieść życia bez informacji, innych osób i pisania. Byłem, bo mój romans do alkoholu sprawił, że zachowywałem się jak ktoś inny, nie mogłem kontrolować przepływu informacji. Pośrednio przez to straciłem dziewczynę, którą kochałem z całego serca. Po tym jak zdałem sobie sprawę z tego co się stało, było już za późno. Teraz staram się wszystko ograniczać.
"To ja, rozmyty" fot. Jakub Skalski |
Osoba uzależniona traci
Wszyscy uzależnieni tracą pieniądze, bliskich, a przede wszystkim czas. Każda myśl związana jest z nałogiem. Musisz zapalić, żeby nie być zdenerwowanym, musisz się napić, żeby powstrzymać drżenie rąk i inny objawy nie picia, musisz zrobić wszystko, żeby znaleźć wymówkę do kontaktu z substancją. Nie jestem lekarzem uzależnień, nie jestem psychologiem, ani terapeutą, ale bacznie obserwuje moich znajomych i całą otaczającą mnie rzeczywistość. Nigdy nie twierdziłem, że narkotyki są czymś nieskończenie złym, a ludzi, którzy je biorą trzeba izolować i potępiać, wręcz przeciwne, uważam, że wszystko jest dla ludzi, jednak także we wszystkim konieczny jest umiar. Jak wiadomo ten umiar to pojęcie względne, a granicę pomiędzy "mogę" a "muszę" szybko się zacierają.
"Przerażające nokturny" fot. Olivia Bee |
Otaczają mnie ludzie uzależnieni. Nie, nie, drogi czytelniku, nie same ćpuny. Uzależnienia są domeną ludzi, którzy chcą otwierać nowe niezbadane przejścia, które czasami prowadzą w otchłań. Kiedy zaczynamy naszą wędrówkę z podmiotem, który nas uzależnia jesteśmy jak czarnoksiężnik przywołujący demony, których czasem (lub z upływem czasu) nie da się kontrolować. Jak wpadamy w świat złudzeń swoich możliwości, tego, że jesteśmy w stanie skończyć, a z rana drąży nas jedna myśl, może nie być lekko. Nietzsche pomóż...
"Zniszczenie jakiegoś złudzenia nie prowadzi do żadnej prawdy, lecz powiększa naszą niewiedzę, rozszerza <> w jakiej żyjemy."
Bez innych, poza społeczeństwem
Ludzie boją się innych uzależnionych, w większości przypadków czują do nich niechęć, czasami odrazę. Nie ma się co dziwić, bo w zasadzie człowiek z natury woli funkcjonować w rzeczywistości, która jest mu na rękę i nie zawiera wynaturzeń, spełnia jego oczekiwania etyczne i moralne. Stąd też brak zrozumienia wobec tych, którzy wpadli w wir bycia "przywiązanym".
Jak jest w Polsce? Działa u nas Monar, który pomaga ludziom wykluczonym, tym, od których większość się odwróciła. Kotański zrobił świetną robotę, a jego dzieło jest kontynuowane. Jednak w przypadku innych instytucji, osoba z problemami nie ma tak łatwo. Państwo ma gdzieś wszystkie osoby, które weszły na ścieżkę zatracenia w uzależnieniu. Władzy na rękę jest umieszczanie w więzieniach wszystkich, którzy posiadają substancje nielegalne, niezależnie od ich sytuacji i przeszłości. Nie ma w tym najmniejszego znamienia prewencji, leczenia oraz redukcji szkód. Problemy pozostają nierozwiązane i są powielane, traci na tym państwo, tracą uzależnieni. Tak bardzo potrzeba nam zmian i nowej polityki narkotykowej.
Problem uzależnień ma swój międzynarodowy wyraz, a świadczy o tym funkcjonowanie nobilitowanej grupy, którzy podeszli do tematu z zacięciem. Mowa o Światowej Komisji do spraw Polityki Narkotykowej, grupy składającej się z byłych prezydentów (od nas prezydent Kwaśniewski), premierów, pisarzy, intelektualistów, przedsiębiorców i działaczy społecznych. Oni wszyscy rozumieją, że konieczne jest skończenie z kryminalizacją, marginalizacją i stygmatyzacją osób uzależnionych, a wojna z narkotykami już dawno została przegrana i należy zaoferować opiekę zdrowotną i leczenie tym, którzy tego potrzebują.
Ktoś powie "Nie będziemy na ćpunów wydawali pieniędzy!", to spojrzenie jednopłaszczyznowe, choć nie tak odmienne od tego, które mają osoby uzależnione w kontakcie z substancją/sytuacją, od której są uzależnieni. Myślę, że takie głosy ucichną, gdy tylko uda się rozpocząć transformację globalnej polityki prohibicyjnej, zastąpić politykę i programy wynikające z ideologii i przekonań politycznych sensowną polityką podatkową i strategiami opartymi na nauce, trosce o zdrowie i bezpieczeństwo społeczne. Trzeba zrozumieć wszystkich uzależnionych, pozbyć się oślepiającej miłości własnej i egoizmu, wyciągając rękę do wszystkich, którzy przez swoje otoczenie, niewłaściwe decyzje lub krach w życiu znaleźli się w ciężkiej sytuacji życiowej. Inaczej będzie tak jak mówi filozof: "Ziemia ma skórę, a ta skóra ma choroby. Jedną z nich jest człowiek".
Szerzej na temat działalności prawnej, społecznej i politycznej w sprawie uzależnień pisałem jakiś czas temu TU.
Czytając i oglądając
Z literatury krajowej warto przywołać czarną rzeczywistość ćpania przedstawioną przez Basię Rosiek w "Pamiętnikach narkomanki" - bardzo dosadny obraz miłości do heroiny. Trzeba tutaj także wspomnieć o dziele Anny Onichimowskiej "Hera moja miłość" opisującej losy Jacka i jego dziewczyny, którzy razem spadają w dół narkotyków.Takie pisanie miało chyba za zadanie tylko i wyłącznie pokazać odpowiedź na pytanie "co jeśli...", bo ciężko tutaj o głębszą analizę uzależnienia. Nie ma się co dziwić, bo kto z młodych ludzi sięga po pozycje naukowe, które rozkładają uzależnienie na czynniki pierwsze?
W filmie jeszcze kilkanaście lat temu kino polskie ukazywało czarne, mroczne i brudne wizje uzależnienia. Do czołówki dzieł kinematografii tamtej epoki można zaliczyć:
- "Pora na czarownice" (1993)
- "Oszołomienie" (1988)
- "Nocne graffiti" (1996)
Później obraz narkotyków w społeczeństwie polskim zmienił swój wizerunek, a osoba uzależniona przestała być tylko i wyłącznie mieszkańcem Dworca Centralnego i nosicielem wirusa HiV. Przykładem zmiany podejścia jest film Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył..." z 2006 roku, opisujący historię księdza (Michał Żebrowski) pomagającego osobom uzależniony. Jednak nie chcę pisać tylko o narkotykach, bo ostatnie dzieła kinematografii takie jak "Pod Mocnym Aniołem" Jacka Smarzowskiego czy "Sala samobójców" Jana Komasa pokazują, że pożądanie ludzkie ma różne oblicza. Nie wszystkie są publiczne pokazywane, stąd wiele niezrozumienia wobec uzależnionych.
Wybór
Każdy człowiek ma wybór. Znowu banał? Niby tak, ale czasami decyzyjność zostaje ograniczona do zera, kiedy przez uzależnienia trafia się do więzienia lub zostaje się samemu z problemem. Żeby z czymś skończyć, trzeba się nauczyć procesów i pewnych schematów, a to bardzo indywidualna sprawa. Nie da się odciąć od uzależnienia całkowicie, bo z tył głowy zawsze pozostaną wspomnienia o tym, co było i tylko od nas samych zależeć będzie czy powrócimy do spadania w otchłań.
Uwielbiam ludzi, szanuję ich, bez względu na to czy są od czegoś uzależnieni czy nie. Warto jest wysłuchać, co mają do powiedzenia, nawet jeżeli bezpośrednio to nas nie dotyczy. Lubię słuchać, bo historie mogą być zarówno przestrogą dla nas samych, jak ulgą dla naszych rozmówców. Każdy z nas chce być przecież szczęśliwy, nie wszyscy jednak jesteśmy w stanie wybrać właściwą drogę, żeby osiągnąć ten cel.
Maclndoe po wyjściu z nałogu, fot. Susan Stellin, jego dziewczyna |
Subskrybuj:
Posty (Atom)